autor: Zofia Anna Pawłowska-Jarosik
A to moje pisanie
A to moje pisanie już nie wskrzesi młodości.
Jest goryczą piołunu i kaczeńcem zazdrości.
A to moje pisanie nie jest różą ni makiem,
lecz przydrożnym szalejem. Przemijania znakiem.
A to moje pisanie, ostatnim łabędzia lotem,
klepsydry przestawianiem i myślą - a co potem?
Smutne moje pisanie, jak przed świtem ulica,
gdy Słońce jeszcze nie wzeszło, a już nie ma Księżyca.
A tym moim pisaniem nikogo nie zachwycę,
więc pójdę przed świtaniem w tę pustą ulicę.
Testament mój
Na mej łące już nie rosną kwiaty miłości, dawne kwiaty.
I nie wygląda tak jak dawniej i nie jest taka jak przed laty.
Na mojej łące teraz rośnie piołun i oset i pokrzywa,
więc z takiej łąki nic nie zbiorę, nieopłacalne będą żniwa.
I tylko maki jeszcze krwawią boleśnie płatkami swoimi.
Chciałabym wszystkie je pozbierać, pozostać choćby tylko z nimi.
Ale to także się nie uda, ta miłość też już wypalona.
Tyle jej było, lecz rozdałam, dziś trudno szukać, gdzie jest ona.
Widocznie źle nią zarządzałam, więc to tylko moja wina.
Wypada się z tym zgodzić i nie dociekać, gdzie przyczyna.
Tyle rozdałam, a tu nic, zupełnie nic się nie wróciło,
ale już wiem, już zrozumiałam. Nie zasłużyłam ja na miłość.
Dla mojego Ojca, niepoprawnego romantyka
Jeszcze ciepło naszych dłoni i szum lasu, zboża kłos,
lecz już Ciebie nie dogoni ani myśl ma, ni mój głos.
Nie uciekaj! Dokąd gnasz?
Tyle siły jeszcze masz.
Cicho wisi nad przestrzenią czarny mostek, nocny stróż.
Księżyc plecie bajki cieniem, cienie same drzemią już.
Noc wnet przywołała cisza, by stłumiła wrzawę dnia.
Las się modli, ja to słyszę. Szkoda, że już tylko ja...
Oczekiwanie
Czy słyszysz córeczko, jak październik płacze?
To nie wiatr puka w szyby, to dusza kołacze.
A ty zapomniałaś zabrać parasola
więc zmokniesz dotkliwie i znów będziesz chora.
Zatem kwiat lipowy z aspiryną dostaniesz do łóżeczka
i niech szybko zdrowieje moja chora córeczka.
Tu wciąż cicho, na tym biurku chryzantema płatki osypuje,
a mnie smutno, bo to śmierć jednak, czy kwiat również śmierć czuje?
Dbałam o nią, a dzisiaj już jej nic nie trzeba,
z pewnością poszła do swego kwiatowego nieba.
Nikt laptopa nie ruszał, tak jak przykazałaś,
wszystko robię jak ty chcesz - o nie, jak ty chciałaś...
A tej książki, co rozdziałów już sześć napisałaś,
jeszcze trzy masz dopisać, bo tak zamierzałaś.
Kiedy to wszystko zrobisz? Jak się z tym uporasz?
I dla ojca czas znajdziesz? A przecież będziesz chora...
Aż tu cisza się rozpierzchła - ktoś do drzwi zapukał, poznaję to pukanie!
A więc jesteś, więc przyszłaś i tak się zakończyło me oczekiwanie!
To minęło już pół roku, czy wiesz moja miła?
Więc cię pytam, czemuś w tym Smoleńsku aż tak długo była?
Lecz co to? Kto puka i kto stoi pod drzwiami?
To mała dziewczynka, cała przemoczona i z chryzantemami...
Tak odejść
A gdy się skurczy świat szeroki,
Słońce okryją gęste mgły,
zamarzną rzeki i potoki,
nie pozostaną nawet sny -
wyruszę w swą ostatnią drogę...
O, jakże ciąży ziemskie ciało...
Chciałabym szybciej, lecz nie mogę...
Już tak niewiele pozostało...
No i stanęłam nad urwiskiem.
Czy go przeskoczę, czy radę dam?
Jeszcze pożegnam się ze wszystkim,
bez żalu wszystko zostawię wam.
A tam, w dolinie, świerszczy granie...
A tam, w dolinie, kwiatów woń...
Nagle ujrzałam Ciebie, Panie,
podaj zbłąkanej, Twą boską dłoń.
O, Starości!
O, Starości nieuchronna, widzę, że przyspieszasz kroku
i za ogrodzeniem życie wydeptujesz ścieżki wokół.
A młodość w polnych stokrotkach schowana, nad brzegiem strumienia.
Lecz to tylko obraz w wodzie, bo naprawdę nic tu nie ma.
Nicość kirem otulona i zaschnięta i zgarbiona,
jak porwana pajęczyna, choć ranną rosą zroszona.
Pajęczyny nie naprawią lecznicze słońca promienie.
I nicości nie pomoże nawet najtroskliwsze tchnienie.
To przesłanie ludziom młodym pozostawię w testamencie -
wy tego też doświadczycie w końcowym życia momencie.
Dziś dalekie to są sprawy, na waszych sztandarach stokrotki
i niewiara, że przeminą - beztroska, zabawa, błyskotki.
Zanim jednak to się stanie dajcie mi młodości kwiecie
bym żyła ułudą choć chwilę, że jestem potrzebna na świecie.
A kiedy przyjdzie ten moment, że nawet i to nie pomoże,
to od ogrodzenia życie sama furtkę wnet otworzę.