Klub Sympatyków Rudy Pabianickiej

.

rudzka czytelnia

Spotkania z poezją - O Rudzie

autor: Zofia Anna Pawłowska-Jarosik

Zofia Jarosik-Pawłowska

Przedstawiamy twórczość pani Zofii Jarosik-Pawłowskiej. Oto, co autorka prezentowanych wierszy napisała o sobie:

No dobrze!!!!!. Rok 1939 był okropny, bo najpierw ja się urodziłam, a potem wybuchła II Wojna Światowa. Do szkoły uczeszczałam przy ul. Rudzkiej. Była tam i podstawowa i gimnazjum, zatem zaliczyłam w niej całe 11 lat. Ale to gimnazjum wówczas nazywało się 8 TPD. Wolałam jednak inne zajęcia niż szkolne: łyżwy, balet w zakładach wówczas im. Armii Ludowej. Wyprowadziłam się z Rudy w 1960 r. Życie tak pokierowało mną, że pracowałam jako funkcjonariusz pożarnictwa w Komendzie Państwowej Straży Pożarnej, jednocześnie uczyłam się ogrodnictwa i do dzis doradzam działkowcom. Jestem wykładowcą w Polskim Zwiazku Działkowców.


Wiersz na zamówienie

Z Pabianickiej - aż się prosi, żeby skręcić w Zjednoczenia.
Cicho tu, prehistorycznie, bo od lat się nic nie zmienia.
Stare domy i ogrody, a wśród nich też stare kino.
Lecz czy stare, to niedobre? Niekoniecznie. Przykład - wino.
Gdy wysilisz wyobraźnię będąc właśnie przed tym kinem,
to się spotkasz z Flipem, Flapem, Gienkiem Bodo lub Chaplinem.

Trochę dalej napis "Rzeżnik" i wyroby Bosakowskiej.
Ze smakiem niepowtarzalnym cytrynowej lub krakowskiej.
I Jakuba sklep spożywczy był na rogu - niedaleko.
Tu chodziło się codziennie po chleb, bułki oraz mleko.
U Cereckich, też na rogu, wybór ciast był zawsze wielki.
Babeczki z różowym kremem i lukrowane precelki.

Że to wszystko, że już koniec? - nie kochani - się mylicie,
jeszcze powiem - w stare kino niespodzianie weszło życie.

Kiedyś inaczej bywało

Ner na łąkach zrobił postój, czystą wodą w zagłębieniach,
ale raki oraz ryby w głównym nurcie - tu ich nie ma.
Skowronki swe gniazda plotą wśród sitowia, z traw i mchu.
Warto wybrać się na spacer w dzień wiosenny - tylko tu.
U Józefa dzwony dzwonią, obwieszczają czas południa.
Mostek, rzeczny stróż, je słucha, przez rok cały, aż do grudnia.

Czytam, a ty myślisz sobie, chyba jej się to przyśniło.
Lecz to nie sen, to jest prawda, kiedyś właśnie tak tu było.
A to "kiedyś", to lat dziesiąt, zatem nie zamierzchłe czasy.
Czyste były pola, łąki, źródła, rzeki oraz lasy.

Zatrzymane w kadrze

Dom na wygnaniu z woli okupanta
był niepozorny, miał trzy okna i trzy okiennice.
Przez te okna widać było kościół
i niewielką Kuźnicką ulicę.

Naprzeciw posesja Milera z ogrodem,
w nim pergole i piękne róże pnące.
Obok łąka, na niej gniazda skowronków
i polne koniki zielone na tej łące.

Nieopodal gospodarstwo Albrehta
z synem Kurtem i córką Weroniką.
Styczniowa ofensywa porwała ich,
jak wiatr wiosną liść ubiegłoroczny.
I rzuciła daleko... Gdzieś donikąd...

Zima wciąż trwała i coraz mocniej zaciskała kleszcze,
a nocami przybliżała frontowe pomruki złowieszcze.
I wybuchały pożary wokół, to przygasały,
to strzelały słupami ognia, od nowa...
Paliła się apteka Jarzębowskiego,
lotnisko Lublinek i wieś Gadka koło Rzgowa.

Czasem świt mglisty, choć mroźny
wyjrzał jednym okiem zza horyzontu,
by sprawdzić czy warto wyjść, czy nie,
czy front jest jeszcze, czy już nie ma frontu.

Jak niegdyś mieszkańcy Sodomy, szli
milcząc w swą daleką drogę...
W zmienionym w magazyn kościele dzwony
milczały, nie biły im na trwogę.
Tylko niekiedy, spośród tłumu,
żegnała spojrzeniem swój faterland żona Lota,
by potem, po wielu latach doświadczyć boleśnie tego,
co znaczy i co mieści w sobie słowo tęsknota.

Jak to się stało, że ich oszukał
tak łatwo, ten mesjasz samozwańczy?
A teraz idą niczym w żałobnym orszaku
z własnej woli wygnańcy.

O najazdach tatarskich i starej kamienicy

Dawny właścicielu, czy wiesz, że jeszcze stoi ta kamienica
przy Pabianickiej 2O4, a dawniej Staszica?
Ale bardzo się różni od tej zostawionej przez Ciebie...
Przyjeżdżaj, by ją remontować, bo w ogromnej jest potrzebie.
Nie zdziw się - wygląda, jak spustoszona przez tatarskie zagony,
które dwa razy w roku coś gnało w te strony.
Spraw, aby w bramie znów była błękitna lamperia i obrazki
lub, jak ty wolałeś, lanszafty po boku
i aby, tak jak ongiś, było czysto, ład, porządek i spokój.
I asfalt na podwórku, by przez cały tydzień wyglądał należycie,
był myty nim wstaną lokatorzy, w każdą sobotę o świcie.
A ogród twój Tatarzy zniszczyli za najazdem czwartym,
dlatego wygląda tragicznie, jest biedny, smutny, obdarty
jak dziewica z czci, honoru i uroku.
Gdy już nie było co niszczyć, to mu dano spokój.

Całą noc dyskutowaliśmy, aż o samym swicie
właściciel kamienicy zapytał, przerywając ciszę,
która nagle zapadła. - O jakich tatarach mówicie?
Bowiem, jak tu przyjechałem, to codziennie słyszę
w Poznaniu, Warszawie, od Gdańska po Kraków,
że tu przecież jest Polska: Polska dla Polaków.