autor: Mieczysław Kacperczyk
My wydaliśmy małe i wielkie matury
w rocznicę wejścia szkoły w nasze piękne mury
- trzeciego marca. Program był bogaty.
W końcu marca odbyło się ważne zebranie
dyrektorów szkół średnich; było wielkie granie
na temat granic wschodnich, wschodniego sąsiada.
Radzono nam jak uczyć młodzież, nauczycieli,
by argumentów sprzecznych z marksizmem nie mieli...
Rodzina - Dom - opoką, to mocny fundament,
którego nie ruszy żaden departament,
żaden rozkaz, ni zakaz, ani konferencja,
której nie aprobuje domowa instancja.
Reasumując - oprzeć przyjaźń z sąsiadami
na polskiej racji stanu. Musimy ustąpić
z zasad "równi z równymi i wolni z wolnymi",
aby utworzyć harmonię "zgody ze zgodnymi".
Nauczyciel szkół średnich ma swój styl, historię,
dorobek, autorytet - nie tylko teorię
i trzeba go pozyskać, przekonać, zachować,
żeby z nim pożytecznie dla Polski pracować.
Największą plagą dla nas stały się zebrania
z władzą nadzorującą bez - przygotowania
siedemnastego kwietnia - rady pedagogów,
dwudziestego ósmego zebranie rodziców.
Pierwszego maja - pochód oraz wiec kibiców.
Od pierwszego do piątego - Dni Książki i Prasy.
Zgodnie z okólnikiem władz na dzień Trzeci Maja
przygotowano obchód, który... odwołano.
Ósmego maja nowa rocznica wojskowa:
Zmieniona na wykład nieuka - politruka.
Zaś dziewiątego w kinie - ta sama nauka.
Osiemnastego - zbiorka rad pedagogicznych;
przegląd i sprawozdania z wyników nauczania,
z realizacji planów lub niewykonania.
Dziewiętnastego zbiórka wszystkich pracowników
z rodzicami, z władzami, z organizacjami,
z udziałem naczelnika, jego zauszników.
Czyli "sąd nad potworem - szkoły dyrektora"...
Przewodniczył naczelnik. Sam też referował
i sam wyciągał wnioski i sam precyzował.
Zauważył, że "w pracach jest zahamowanie
i mniejsza intensywność, małe opóźnienie.
Gospodarka domowa. Mętne odpowiedzi,
przydział nauczycielom działek - niewyraźny.
Wynik socjalizacji - nikły, niepokaźny.
Zepsuta instalacja. Słowem - dewastacja"...
Udzielił głosu swemu protegowanemu.
Ten uważał, że "tam, gdzie on sam zasiał żyto
- powinien być owies, tam - gdzie owies - żyto".
Drugi zausznik twierdził, że "w pierwszej B klasie
powinna być klasa A, natomiast w A klasie -
powinna być klasa B, a nie klasa A".
Tak władzy wtórowali ci, co zaniedbali
swe obowiązki. Inni się wypowiadali
przychylnie dla dyrekcji, czym denerwowali
władzę, nie wiedząc tego, o co władzy chodzi.
A wprost entuzjastycznie przemawiali młodzi
- czym przewodniczącego tak zbulwersowali,
że nie mógł przeprowadzić, tak wówczas modnego
procesu według wzoru socjalistycznego.
Nie wymusił z "winnego" słów samokrytyki...
Młodzi mu pomieszali ustalone szyki.
Następni zausznicy po prostu bredzili.
Poważniejsi słuchacze za nich się wstydzili.
Bez udzielenia głosu wstałem - powiedziałem:
"Żałuję, że tak późno talenty poznałem,
że tak bezcenne rady teraz otrzymałem,
gdy sam już prawie wszystko zorganizowałem.
A kiedy się tworzyło - doradców nie było.
Obiecuję geniuszom - skorzystam z rad cennych,
dla całego Ośrodka bezsprzecznie zbawiennych.
Złoże w ich "czyste ręce i tak doświadczone
- niedoskonałe dzieło przeze mnie stworzone".
Wstałem, z miłą małżonką salę opuściłem.
Jako dyrektor szkoły nadal pracowałem
i bez świetnych doradców funkcję sprawowałem.
Już nie konferowałem z panem naczelnikiem,
a jego ostatecznym w liceum wybrykiem
było żądanie aktów(1) oryginalnych
nadania ziemi. Odpisy aktów mu wręczyłem.
Oryginały Kuratorowi zostawiłem.
Drugie odpisy wysłałem panu Ministrowi,
a trzecie - dla następców w szkole zostawiłem.
Naczelnika o wszystkim poinformowałem -
Kuratorowi także sprawę wyjaśniłem.
Efekt był pozytywny - zaobserwowałem,
że naczelnik się przeniósł z gabunetu swego
do Pośrednictwa Pracy Okręgu Łódzkiego.
Kurator Trojanowski też w Ośrodku bywał
i zwykle po swej pracy w lesie odpoczywał.
Kurator mi wyjawił, że pokrzyżowałem
palny naczelnikowi, grawitującemu
dawno ku resortowi włókienniczemu,
bardziej popularnemu...
Teraz zrozumiałem dlaczego w przeszłości
z przemysłem miałem tak wiele trudności...
Wieści o naszej szkole dawno docierały
nawet do Ministerstwa. Interesowały
władze centralne, które wydelegowały
do nas wizytatora, w celu zapoznania
się z możliwościami zorganizowania
u nas wakacyjnego Kursu Centralnego.
Przyjechał Henryk Sziper. Pilnie się rozglądał.
Był oczarowany pięknem, przydatnością
Ośrodka szkolnego dla Kursu Centralnego!
Nie rozkazywał, prosił, zalety podnosił...
Ja na to powiedziałem, że sam planowałem
kurs dla nauczycieli muzyki i śpiewu,
mając swe instrumenty, nuty, profesorów...
Wysoki mój rozmówca nie okazał gniewu.
Przedstawił projekt składu pedagogicznego,
administracyjnego, zespołu ludzi znanych:
z Uniwersytetu Łódzkiego - profesorów,
z Ministerstwa Oświaty - czynnych dyrektorów.
Mnie prosił, żebym został również dyrektorem
administracyjnym, lecz mu podziękowałem,
twierdząc, że i bez tego dość kłopotów miałem.
W czerwcu zjawiła się też żona Kormanowa,
kierująca reformą szkolną i od nowa
uprzedzająco grzecznie zaproponowała
dobre wynagrodzenie. Jednak odmówiłem
współpracy bezpośredniej, lecz postanowiłem
pomóc dzielnej kobiecie. Zorganizowałem
zespół najpracowitszy i przygotowałem
warunki materialne: bursę, sale sypialne,
klasy, światło, naczynia, wodę i dostawy.
Niczego nie musiała przywozić z Warszawy.
W ciągu letnich wakacji kursy się odbyły,
jeden dla historyków, drugi - rusycystów;
oba dokształcające polskich komunistów.
Przypisy:
(1) - aktów własności było siedem: po Kindermanie, Schweikercie, Goercie i innych