Klub Sympatyków Rudy Pabianickiej

.

rudzka czytelnia

Ruda Pabianicka w 1914 r.
część 3

K. R. Kowalczyński, Łódź 1914 - kronika oblężonego miasta, Łódź 2011

Rankiem, 22 listopada ściągnięte z drugiej linii wypoczęte oddziały niemieckie wykonały zmasowany kontratak celem odrobienia wieczornych strat. Potykając się o dziesiątki zamarzających w polu zwłok dotarli do zajmowanego teraz przez Rosjan okopu baterii artyleryjskiej. Niemal wszyscy broniący okopu żołnierze rosyjscy polegli w tym pojedynku, nieliczni zdołali zachować życie, poddając się. W ten sposób Niemcom udało się ponownie nieco zbliżyć do lasu rudzkiego i próbowali nawet utworzyć pomiędzy wzgórzami a lasem nową linię okopów, co jednak było niemożliwe z uwagi na zmarzniętą ziemię, która nie poddawała się saperskim łopatkom.

Około południa Rosjanie wyprowadzili od strony lasu rudzkiego silne kontrnatarcie skierowane na południe od lasu. W brawurowym ataku żołnierzom rosyjskim udało się odbić z rąk niemieckich nie tylko prowizoryczną linię okopów lecz również największy z pagórków leżących w połowie drogi między Rudą a Rzgowem. Sukces ten okupili jednak śmiercią prawie wszystkich atakujących, więc układ sił w niedzielne popołudnie nie uległ zasadniczej zmianie. Wielka ilość ciał, zalegających pole bitwy pod Rzgowem, które ujrzano w przymglonym świetle zachodzącego słońca sprawiła, że niedzielę 22 listopada Niemcy określili w swoich dziennikach walk jako „Totensonntag”. Dziennikarze i przedstawiciele łódzkiego Komitetu Obywatelskiego, wizytujący pobojowisko we wtorek naliczyli co najmniej 3000 zwłok, zlegających pola kolonisty Preissa, mieszkańca Gadki Starej.

Podczas, gdy w niedzielny poranek toczyły się walki na polach między Rzgowem a Rudą również Starowa Góra stała się obiektem rosyjskiego natarcia, powstrzymanego zmasowanym ogniem artylerii pruskiej okopanej w Górkach. Widząc jednak wzrastającą siłę naporu Rosjan niemieccy artylerzyści skorzystali z przerwy w natarciu, by wraz ze swymi działami ewakuować się do Wiskitna, dokąd też skrycie wycofały się oddziały niemieckiej piechoty ze Starowej Góry. Wieczorne niedzielne natarcie rosyjskie z lasu rudzkiego na Starową Górę nie napotkało już na opór i żołnierze rosyjscy zajęli wieś opuszczoną przez przeciwnika.

Zaraz po północy z niedzieli na poniedziałek siły niemieckie znajdujące się na południe i południowy wschód od Łodzi rozpoczęły przegrupowanie, przesuwając się z rejonu Rzgowa, Starowej Góry, Wiskitna i Olechowa na wschód. W nocy temperatura spadła do – 10oC a na bezleśnej równinie żołnierzy smagał lodowaty wiatr, sypiąc im w twarze ostre jak igły płatki śniegu. Niektóre z jednostek gen. Scheffera już 36 godzin pozostawały bez ciepłego posiłku i odpoczynku w ogrzanej kwaterze, zaś kawa w wielkich termosach wojskowych kuchni polowych zamarzła na kamień. W tak niesprzyjających warunkach kolumny piechoty, kawaleria i tabory pociągnęły nocą i poniedziałkowym świtem w kierunku Woli Rakowej i Bukowca, kierując się ku przeprawom przez rzeczkę Miazgę w Karpinie i Zielonej Górze.

Niemal natychmiast po ustaniu walk i opuszczeniu (23 listopada) przedpola Łodzi przez Niemców tłumy ciekawych łodzian przybywały tramwajem do krańcówki rudzkiej, po czym wyruszały na wędrówkę przez pobojowisko. Wśród pola ciągle leżało ponad 3000 ciał żołnierzy niemieckich, oczekujących pochówku, podczas gdy zwłoki żołnierzy rosyjskich były już zbierane i wywożone na prawosławne cmentarze. Wśród zamarzniętych zwłok kręciły się gromady mężczyzn podnieconych niecodziennością sytuacji, dokładnie przepatrując pobojowisko i zbierając w charakterze pamiątek resztki uzbrojenia i wyposażenia poległych.

Łódzki działacz społeczny i gospodarczy, dyrektor w zakładach L.Grohmanna, inż. chemik Eugeniusz Krasuski, który prowadził dziennik wydarzeń w okresie walk w okolicach Łodzi był jednym z aktywniejszych uczestników swego rodzaju turystyki wojennej. Zaraz, gdy tylko minęło niebezpieczeństwo szturmu niemieckiego na miasto, pod wpływem sensacyjnych wiadomości inżynier odbywa ekscytującą wyprawę na pole ledwie zakończonej bitwy.

Doznane wrażenia nie musiały być jednak aż tak bardzo okropne skoro na tej jednej wycieczce inżynier Krasuski nie poprzestał. Już następnego popołudnia, 25 listopada ponownie odwiedza pole walki pod Rzgowem w towarzystwie innych osób, najwidoczniej zaciekawionych jego opowiadaniami. Wspominając o tym wypadzie w swym dzienniku nasz miłośnik wycieczek wyraża spory zawód z powodu braku na miejscu walki jakichś ciekawszych pamiątek. Prawdopodobnie łatwość dojazdu tramwajem1 w pobliże miejsca walk spowodowała olbrzymią ilość zwiedzających i „pamiątek” po prostu w krótkim czasie zabrakło.

* * * * *

Po raz ostatni wojna przypomniała o sobie mieszkańcom Rudy Pabianickiej w piątek, 4 grudnia. Tego dnia od wczesnego ranka ciągnęły szosą od strony Pabianic nie mające końca kolumny wojska i taborów, niknąc w labiryncie łódzkich ulic. Tego dnia zmobilizowani zostali ostatni pozostali jeszcze właściciele zarejestrowanych przez wojsko zaprzęgów. Polecono im zgłaszać się na plac przy browarze Keilicha na rogu ulic Orlej i Widzewskiej w Łodzi, gdzie otrzyma mieli legitymacje i flagi Rosyjskiego Czerwonego Krzyża.

Trwająca przez całą sobotę 5 grudnia zacięta walka pod Chechłem i Pabianicami miała za zadanie maskować planowany odwrót Rosjan z rejonu Łodzi. W sobotni wieczór oraz nocą z 5 na 6 grudnia Szosą Pabianicką wciąż podążały w kierunku Łodzi kolumny wycofujących się na wschód wojsk rosyjskich. W niedzielny poranek 6 grudnia szosa jest już pusta. W tym czasie Niemcy pod Pabianicami zauważają opustoszałe stanowiska bojowe nieprzyjaciela. Wciąż nieświadomi wykonywanego przez Rosjan manewru posuwają się do przodu niepewnie a wkraczając do Pabianic w każdej chwili spodziewają się zasadzki. Całe przedpołudnie zajęło Niemcom opanowanie Pabianic i dopiero około godziny 1 w południe pierwszych 20 konnych pojawiło się w Ksawerowie.

Około godziny 16, wśród zapadającego szybko zmroku, w podmuchach mroźnego, przenikliwego wiatru, smagane intensywnie padającym mokrym, zacinającym w oczy śniegiem pierwsze oddziały wojsk niemieckich pojawiły się na Szosie Pabianickiej, tradycyjnym już szlaku przemarszów. Na rozdeptane śniegowe błoto zalegające szosę jasne blaski rzucały oświetlone okna tramwajów, które - zarekwirowane przez wojsko - krążyły nieustannie pomiędzy Pabianicami a Łodzią, całą noc zwożąc do miasta kolejne kompanie pruskiej piechoty.

Rankiem 7 grudnia mieszkańcy Rudy ponownie znaleźli się na obszarze okupowanym przez nieprzyjaciela jednak potraktowali tę sytuację jako chwilową odmianę losu. Panowała powszechna wiara w ostateczne zwycięstwo Rosji. Dopiero zajęcie przez Niemców Warszawy 6 sierpnia 1915 roku i przesunięcie się strefy walk na wschód od linii Wisły zachwiały tą wiarą i nakazały przygotować się na długotrwały okres niepewności i trudnych warunków życia.