Klub Sympatyków Rudy Pabianickiej

.

rudzka czytelnia

Ruda Pabianicka w 1914 r.
część 2

K. R. Kowalczyński, Łódź 1914 - kronika oblężonego miasta, Łódź 2011

Po przywróceniu swobody poruszania się między Łodzią a Rudą niekończące się kolumny mieszkańców Łodzi i Chojen (gazety oceniały ich liczbę - na pewno z dużą przesadą - na około 5 tysięcy) podążały w kierunku rudzkiego lasu, uczestnicząc w wycinaniu drzew. Prywatny ten las, częściowo już wyprzedana własność warszawskiego domu handlowego Natansonów miał powierzchnię 126 mórg (70,5 ha), z czego 16 mórg (9 ha) wycięto i wyniesiono już wcześniej. Skłócone ze sobą rudzkie milicje nie mogły w żaden sposób powstrzymać rabunków. Kilku właścicieli działek leśnych, przy próbach interwencji omal nie pobito zaś postawione gdzieniegdzie ogrodzenia z siatki metalowej i kolczastego drutu zostały przez złodziei fachowo pocięte specjalnymi nożycami. Jedynym sposobem uniknięcia strat było szybkie zamówienie przez właścicieli działek ekip drwali, ażeby zdążyć przed rabusiami ściąć własne drzewa i samemu sprzedać je na opał w mieście. Bogatsi właściciele działek wynajmowali do ochrony uzbrojonych strażników. Strzelali oni ostrą amunicją do osób rabujących drewno i nie było dnia, aby jeden lub dwóch postrzelonych nie zostało przywiezionych tramwajem do łódzkiego szpitala powiatowego św. Aleksandra.

W połowie października na rudzkim torze wyścigów konnych niemieckie władze wojskowe zgromadziły pokaźną ilość krów, przymusowo skupowanych w okolicy z przeznaczeniem na rzeź. Żałosny ryk zwierząt niósł się daleko po okolicy i mieszkańcy Rudy wystąpili do strzegących krów służb kwatermistrzowskich o zgodę na wydojenie zwierząt. Po rozważeniu sprawy wojsko pozwoliło przystąpić do udoju i odtąd krowy codziennie były dojone przez ludność licznie przybywającą z okolicy zaś bańki z tym mlekiem zaczynały docierać na łódzkie targowiska.

W czwartek 29 października około godziny 3 nad ranem mieszkańców domów przy Szosie Pabianickiej obudził hałas przeciągających drogą oddziałów wojska. Rozpoczęła się ewakuacja wojsk niemieckich, których długa kolumna wypełniła Szosę. W zwartych pododdziałach posuwały się kawaleria, za nią piechota, zaś na końcu toczono działa. Około południa przemarsz wojsk ustał. Wycofujący się z miasta niemieccy saperzy wysadzili wiadukt kolejowy nad Szosą Pabianicką, który sami przed kilkunastu dniami odbudowali. Wykazano przy tym sporo inwencji, gdyż samo zerwanie prowizorycznie naprawionego wiaduktu dałoby słaby efekt. Podminowawszy zatem most, pruscy saperzy zatrzymali przejeżdżający tramwaj, wyprosili zeń nielicznych podróżnych, umieścili pojazd pod wiaduktem i odpalili ładunki. Resztki konstrukcji i gruzy przyczółków spadły na wozy tramwajowe i wszystko razem zablokowało przejazd dość skutecznie. Niezależnie od zwalonego wiaduktu wysadzono również most drogowy na Olechówce oraz zerwano sąsiedni most tramwajowy i podpalono resztki jego drewnianej konstrukcji, demolując też górną sieć zasilającą. Następnie niemieccy saperzy wysadzili zwrotnice tramwajowe przy skręcie do Rudy oraz most tramwajowy na Nerze. Most drogowy na Nerze został uszkodzony tylko częściowo i z dużą ostrożnością można było po nim przejechać. Niedużymi ładunkami wybuchowymi połamano wszystkie słupy telefoniczne i telegraficzne wzdłuż szosy między Łodzią a Pabianicami.

Opustoszałej Szosy Pabianickiej strzegła jedynie kompania piechoty, rozlokowana nieopodal skrzyżowania z obecną ul. Rudzką. Wojsko biwakowało na niezabudowanym placu pomiędzy szosą a cmentarzem protestanckim w Nowym Rokiciu1 zaś przejazd szosą zablokowano ustawionymi w kozły karabinami. Tramwaje jeździły tylko na odcinku z Pabianic do zajezdni w Chocianowicach.

30 października zajmujące Łódź jednostki rosyjskie dotarły do linii rzeki Olechówki, gdzie urządzono prowizoryczne stanowiska strzeleckie w domach mieszkalnych przy Szosie Pabianickiej oraz okopano się w wysuniętym przyczółku farbiarni Obermanna, już po drugiej stronie rzeki1. 2 listopada, po skrytym wycofaniu się ostatnich posterunków niemieckich wojska rosyjskie ponownie zajmują okolicę Rudy i Pabianic, kierując się w stronę Łasku. 7 listopada siłami pozbawionych zajęcia łódzkich robotników ukończono budowę mostów tymczasowych na Olechówce i Nerze, co umożliwiło wznowienie komunikacji tramwajowej z Łodzi do Rudy i Pabianic oraz przywrócenie ruchu kołowego na szosie pabianickiej.

* * * * *

Rozpoczęta 11 listopada 1914 roku niemiecka ofensywa z rejonu Włocławka od 17 listopada przeniosła intensywne działania bojowe na północne przedmieścia Łodzi. Realizując plan oskrzydlenia armii rosyjskich i zamknięcia ich w kotle w rejonie Łodzi armie niemiecki obeszły miasto od wschodu przez Brzeziny i Koluszki a następnie ruszyły na zachód, przez Kurowice i Rzgów w kierunku Pabianic. Jako działania dywersyjno - dezinformacyjne Niemcy podjęli kilka prób przeniknięcia na przedmieścia Łodzi od strony Wiśniowej Góry, Wiskitna i Starowej Góry.

Właśnie 20 listopada wojska niemieckie nadchodzące z rejonu Woli Rakowej opanowały bez walki wieś Starowa Góra, zasiedloną niemal wyłącznie przez niemieckich kolonistów. Z tej miejscowości planowano wyprowadzić natarcie w kierunku Chojen, po osi szosy rzgowskiej. Działanie takie podjęto w sobotę, 21 listopada rano, jednak rosyjski ogień ryglowy, prowadzony ze stanowisk karabinów na wzgórzach Józefowa oraz kulminacji terenowej w rejonie obecnych ulic Granicznej i Ustronnej skutecznie załamał natarcie Niemców. Piechota niemiecka, zatrzymana i okopana na przedpolach Chojen została około południa odrzucona przez silny rosyjski kontratak i zmuszona do wycofania się pod osłonę ceglanych budynków Starowej Góry. Do niepowodzenia akcji przyczynił się boczny ogień rosyjskiej artylerii, prowadzony z lasu rudzkiego oraz rejonu wsi Gadka Stara. Impet rosyjskiego kontrataku był tak duży, że jedynie skuteczna interwencja niemieckich artylerzystów z okolic Rzgowa zapobiegła odbiciu Starowej Góry przez Rosjan. Noc z soboty na niedzielę spędzili Niemcy w solidnych zabudowaniach tej wsi, niespokojnie nasłuchując odgłosów nocnych walk pod Rzgowem. Jednostki okopane na zachodnim krańcu Starowej Góry, użyły elektrycznych reflektorów zasilanych polową prądnicą do oświetlenia swego przedpola, obawiając się rosyjskiego, nocnego wypadu z lasu rudzkiego.

W dniach 21 i 22 listopada miał miejsce zacięty pojedynek na polach między Rzgowem, Starową Górą a Rudą Pabianicką, jeden z najkrwawszych epizodów bitwy pod Łodzią.

Podczas próby okrążenia i zamknięcia w kotle łódzkim wojsk rosyjskich Niemcy planowali zacisnąć kleszcze w rejonie Rzgowa i Pabianic, atakując jednocześnie od północnego wschodu przez Brzeziny i Bedoń oraz od południa, z kierunku Tuszyna i Czarnocina. W sobotę 21 listopada grupa wojsk niemieckich pod dowództwem gen. Reinharda Scheffera von Boyadell rozpoczęła od strony Rzgowa i Grodziska natarcie skierowane na folwark i nieczynną cukrownię w Rudzie Pabianickiej, prowadząc silny ogień z dział w kierunku południowego skraju lasu rudzkiego. Szczególnie mocno ostrzeliwano domy Gadki Starej, skąd zagrażał flankowy atak Rosjan oraz bronione przez oddziały rosyjskie pojedyncze, odsłonięte pagórki, wznoszące się na zachód od szosy Rzgów - Łódź, przecięte drogą biegnącą ze Rzgowa do Rudy. Niemcy zażarcie ponawiali ataki na odkrytym polu między Rzgowem a lasem rudzkim, za każdym razem odrzucane przez równie zacięte kontruderzenia Rosjan. O trzy wzgórza dominujące na tej równinie toczyły się przez cały dzień krwawe walki. Jednocześnie od strony Czyżeminka i Woli Zaradzyńskiej nacierały na Niemców z lewej flanki inne oddziały rosyjskie z zamiarem zajęcia folwarku Gospodarz, w którym niemieckie służby sanitarne zorganizowały punkt opatrywania rannych. Mimo silnego oporu rosyjskiego po południu Niemcom udało się zdobyć wzgórza na północ od Rzgowa, co przybliżyło ich do skraju lasu rudzkiego.

O godzinie 9 wieczorem dwie kompanie pruskich rezerwistów opuściły pozycje na wzgórzach, przekroczyły szosę ze Rzgowa do Rudy i dotarły do wysuniętego gniazda swojej artylerii, okopanego między szosą a rzeką Ner, na wschód od Gadki Starej. Stanowisko to, kluczowe dla powodzenia planowanego natarcia na Rudę było zagrożone zdobyciem przez Rosjan i należało wzmocnić jego obsadę. Już po upływie godziny do niemieckich okopów podkradły się drużyny rosyjskie i znienacka obrzuciły Niemców granatami. Wywiązała się zacięta walka w nocnej, śnieżnej zadymce, przy lodowatym wietrze, w której obie niemieckie kompanie zostały zdziesiątkowane a niedobitki, z pustymi ładownicami wycofywały się w kierunku swych głównych pozycji, na oddalonym o 200 metrów wzgórzu.

Odgłosy walki oraz wybuch dwóch niemieckich wozów z amunicją zaalarmowały najbliższe jednostki niemieckie, które skierowały ogień karabinów i armat w kierunku zbliżających się do wzgórz Rosjan. Ażeby nie strzelać na oślep na skraj wzniesień podjechały samochody z agregatami prądotwórczymi, próbując za pomocą silnych reflektorów oświetlić przedpole linii niemieckich. Wspinające się już na stoki wzgórz atakujące oddziały rosyjskie zostały powstrzymane morderczym ogniem obrońców. Na kilka nocnych godzin zapanował spokój.