Klub Sympatyków Rudy Pabianickiej

.

rudzka czytelnia

Robotnicy w fabryce Adolfa Horaka (część 2)

Lucjan Kieszczyński - "Pamiętnik z lat młodzieńczych, wrzesień 1936-styczeń 1945" (fragmenty)
Adolf Horak, jego fabryka, rodzina i urzędnicy.
Działalność związków zawodowych w fabryce. Zatargi i akcje robotnicze.

W październiku 1932 r. wybuchł nowy strajk, o jeszcze bardziej ostrej formie, na tle decyzji dyrekcji o 15% obniżce płac. Dyrekcja motywowała to kryzysem. Robotnicy byli gotowi zgodzić się na pewną obniżkę, ale nie tak wysoką. Według związków faktyczna obniżka płac, w porównaniu do 1928 r., wyniosłaby nie 15% lecz 28%, ponieważ dyrekcja od 1928 r. dokonała kilkakrotnych obniżek. Strajk objął tylko tkalnię, natomiast robotnicy przędzalni i innych oddziałów pracowali, tłumacząc się, że obniżka ich nie dotyczy. Spotkało się to z dużym niezadowoleniem tkaczy. Uznali to za brak solidarności ze strony przędzalni, gdzie według nich pracowało wielu "nieuświadomionych robotników ze wsi".

Strajkiem kierował komitet strajkowy, w większości ze związku klasowego w składzie: Marian Dzikowski, Łukasik, Aleksander Nowacki, Mieczysław Romanowski. Marian Różański, Simowa i Józef Świątek. Po 2 tygodniach strajku dyrekcja zaczęła przyjmować nowych robotników dotąd pozostających bez pracy. Łącznie przyjęto 215 osób, w tym 116 bezrobotnych, którzy przedtem pracowali u Horaka. Pozostali pochodzili z filii fabryki Horaka, z ul. Rzgowskiej 26/28. 500 oburzonych strajkujących nie chciało wpuścić "łamistrajków" oraz usiłowało ich nawet pobić. Nowoprzyjętych przywieziono samochodami. Wezwana policja rozproszyła strajkujących. W obawie przed utratą pracy, tkacze zgodzili się na obniżkę płac i strajk zakończył się.

O strajku tym pisały wszystkie łódzkie gazety. Niektóre, jak np. "Nowy Dziennik Łódzki" z 3 XI 1932 r. podkreślały wyraźnie, iż większość pracowników w fabryce jest wyznawcami baptyzmu. Na podwórzu fabrycznym odbywają się często zebrania misyjne, kazania wygłaszane przez sprowadzanych z zewnątrz propagatorów, odbywają się chrzty itp. Ale to wszystko nie przeszkadzało Horakowi wyzyskiwać swoich współwyznawców. Co więcej, w czasie strajku nie zawahał się zatrudnić łamistrajków, którym płacił więcej niż chcieli strajkujący. Horak - jak podawała gazeta - zwolnił po strajku 350 strajkujących, w tym wielu swoich współwyznawców. Również inne gazety krytykowały Horaka.

Po strajku Horak, chcąc przezwyciężyć kryzys, zaczął systematycznie redukować liczbę robotników. Zatrudnienie zmniejszyło się z 1300 osób w 1932 r. do 900 w 1934 r. Jednakże od 1934 r. zakłady Horaka zaczęły wychodzić z kryzysu. W ciągu 2 lat - od wiosny 1934 r. do wiosny 1936 r. - liczba zatrudnionych zwiększyła się z 900 do 1440, zaś liczba wrzecion cienkoprzędnych z 13 240 do 20 280. Poprawa sytuacji robotników u Horaka i przestrzeganie na ogół umowy zbiorowej spowodowało, że w ciągu 3 lat - do 1936 r. - nie dochodziło do zatargów w fabryce. Robotnicy nie byli zainteresowani akcjami. Toteż, kiedy 2 marca 1936 r. rozpoczął się strajk w przemyśle włókienniczym, o którym już wspomniałem, robotnicy Horaka nie kwapili się do porzucania pracy, tym bardziej, że związki zawodowe ograniczyły strajk tylko do tych fabryk, gdzie nie przestrzegano umowy zbiorowej z 1933 r. Kiedy jednak związki uznały, że ta forma walki może spowodować przegranie strajku i podjęły akcję za powszechnym strajkiem, wśród robotników niestrajkujących fabryk powstały duże wahania. Dotyczyło to m.in. robotników z fabryki Horaka.

W czwartym dniu strajku liczna grupa strajkujących z innych fabryk przyszła przed fabrykę Horaka, aby zaagitować pracujących w niej robotników do przystąpienia do strajku. Jednakże policja patrolująca nie dopuściła ich przed fabrykę i do portierni. Zaczęła się szamotanina. Na pomoc grupie pospieszyły tłumy strajkujący w liczbie 2000 osób lub - podobno - 3000. Z kolei na pomoc patrolującym policjantom przybyły posiłki w postaci policji konnej. Jednakże policja konna nie mogła sobie dać rady i wycofała się. Wówczas delegacja związkowa przy okrzykach tłumu wdarła się przez portiernię do fabryki i zaagitowała pracujących, którzy po pewnym wahaniu porzucili pracę. Do szybszego zatrzymania pracy fabryki przyczynili się lewicowo nastawieni robotnicy Horaka: Zygmunt Frankowski, Stanisław Wrona, Marian Różański (mój późniejszy przyjaciel) i inni.

Wkrótce po strajku powszechnym doszło u Horaka do ostrego zatargu, tym razem na tle zakwestionowania przez dyrekcję wybranych delegatów fabrycznych. W kwietniu na tym tle wybuchł strajk okupacyjny, a robotnicy interweniowali też w inspektoracie pracy.

Jak opisuje w swoich wspomnieniach Stanisław Małolepszy (Wspomnienia działaczy związkowych 1904 - 1949, Warszawa 1971, s. 265-269), strajk u Horaka wybuch z powodu zwolnienia z pracy Łukasika, delegata związku "Praca". W obronie delegata stanęła cała załoga fabryki w liczbie około 2000 osób, które zastrajkowały. Część z nich rozpoczęła okupację zabudowań fabrycznych. Strajkujący, poza pozostawieniem w pracy Łukasika, wysunęli dodatkowe żądanie wyrównania zaległych należności do zarobków, których fabrykant nie chciał wypłacić. S. Małolepszy, który pełnił wtedy funkcję sekretarza związku "Praca" w Łodzi, udał się do fabryki Horaka, aby stanąć w obronie postulatów robotniczych. Jednakże nie został wpuszczony na teren fabryki i na konferencję, która tam się odbywała z udziałem inspektora pracy inż. Antoniego Pawłowskiego i przedstawicieli starostwa oraz policji. Mimo sprzeciwu Horaka robotnicy wprowadzili Małolepszego na tkalnię siłą, gdzie w przemówieniu poparł postulaty strajkujących. Horak nie chciał wpuścić Małolepszego motywując to tym, że związek "Praca" zorganizował strajk. Przed fabryką gromadziły się tłumy, co groziło jakimiś zaburzeniami. Toteż władze dążyły do szybkiego zakończenia strajku.

Na kolejnej konferencji w Łodzi, z udziałem inspektora pracy, przedstawicieli trzech związków: klasowego, "Praca" i ZZZ, Horak, pod presją władz, zmuszony był zgodzić się na warunki strajkujących. Poza przywróceniem do pracy Łukasika robotnicy otrzymali wyrównanie za obniżenia stawek w ciągu całego roku - kwoty pieniężne od 300 do 500 zł, co na ówczesne czasy stanowiło poważne sumy.

Na tym jednak sprawa się nie zakończyła. Nadal trwał spór. Horak zakwestionował formę wyboru delegatów. Uważał, że wybory powinny być tajne, a nie jawne przez podniesienie ręki na zebraniach. Taka forma wyboru delegatów była wtedy powszechnie stosowana. Według Horaka takie wybory były nieważne. W tej sytuacji Inspekcja Pracy zadecydowała, by przeprowadzić tajne wybory, a więc pierwsze takie w Łodzi. Co więcej Inspektorat Pracy zaangażował się osobiście w sprawie przeprowadzenia wyborów u Horaka wspólnie z dyrekcją zakładów. Osobiście zaangażował się w owa sprawę inspektor pracy XIII obwodu inż. Feferman. Miano wybrać 10 delegatów.

8 kwietnia 1936 r. pod kierownictwem inspektora pracy w jednej z hal fabrycznych ustawiono zalakowaną urnę wyborczą, do której robotnicy wrzucali zapieczętowane koperty z kartkami zawierającymi numer listy. Zgłoszono trzy listy: związku klasowego (ZSZ) jako nr 1, ZZZ - nr 2 i zw. "Praca" - nr 3. Uprawnionych do głosowania było 1446 robotników, ale głosowało tylko 1054, ponieważ administracja uniemożliwiła udział w wyborach ok. 400 robotnikom zatrudnionym na nocną zmianę. W rezultacie głosowania lista nr 3 zw. "Praca" uzyskała 435 głosów. Zostali wybrani: Garwicka, Jodyński, Pakulski i Paluszewski. Na listę nr 1 ZSZ głosowało 431 osób. Wybrano także 4 delegatów. Byli to: Czajowa, Mikołajewski, Rot i Woźniak. Na listę nr 3 ZZZ głosowało 180 osób. Zostali wybrani Branzajs i Unigorow (sylwetki delegatów przedstawiam dalej). Jak informował Urząd Wojewódzki Łódzki w sprawozdaniu z kwietnia 1936 r. oraz "Głos Poranny" 9 IV 1936 r., skąd pochodzą moje dane, były to pierwsze, tajne, indywidualne wybory w okręgu łódzkim, w zakładzie pracy. Przedtem, jak wspomniałem, wybory delegatów odbywały się jawnie, na zebraniach fabrycznych, ale tylko przez podniesienie rąk.

Mimo, iż wybory odbyły się demokratycznie i prawidłowo, Horak z początku nie chciał uznać delegatów. Co więcej, nie chciał w ogóle pertraktować ze strajkującymi. Robotnicy zmuszenie więc zostali do dalszej okupacji zakładu. Na kolejne konferencje robotników z dyrekcją, zwoływane przez inspektora pracy Radłowskiego, przedstawiciele dyrekcji nie stawiali się. Napięcie wśród okupujących wzrastało. Jak doniósł "Głos Poranny" 7 V 1936 r. - 6 maja, kiedy straż fabryczna chciała siłą usunąć okupujących, ci poranili tępymi narzędziami 4 strażników. Ostatecznie dzięki energicznej interwencji inspektora Radłowskiego, który zagroził, że odda sprawę do sądu pracy oraz akcji przedstawiciela zw. "Praca", który zażądał nawet, aby Horaka sprowadzić siłą, odszukując go z ukrycia i w asyście policji przywieźć go do inspektoratu - Horak ustąpił i strajk zakończył się wygraną.

Mimo tego wszystkiego Adolf Horak, w porównaniu z innymi łódzkimi fabrykantami, nie należał do najgorszych. W wielu przypadkach jego późniejsza działalność była pozytywna. Zbudował nie tylko nowoczesną fabrykę, ale także zamontował, chociaż nie od razu, bardziej nowoczesne niż w innych fabrykach urządzenia socjalne i sanitarne oraz dla bezpieczeństwa pracy. Później starał się unikać zatargów z robotnikami, przestrzegając w zasadzie umów zbiorowych i prawa pracy. Na jego postawę wpłynęła chyba m.in. zdecydowana walka robotników. Nie pomagały już jego manipulacje związane z funkcją biskupa baptystów.