Klub Sympatyków Rudy Pabianickiej

.

rudzka czytelnia

Robotnicy w fabryce Adolfa Horaka (część 1)

Lucjan Kieszczyński - "Pamiętnik z lat młodzieńczych, wrzesień 1936-styczeń 1945" (fragmenty)
Adolf Horak, jego fabryka, rodzina i urzędnicy.
Działalność związków zawodowych w fabryce. Zatargi i akcje robotnicze.

Od rozpoczęcia pracy w fabryce intrygowało mnie to, kim jest mój pracodawca i jego rodzina, jak dorobił się majątku, zbudował nowoczesną fabrykę itd. Muszę zaznaczyć, że na ówczesne czasy fabryka Horaka należała w przemyśle włókienniczym do najbardziej nowoczesnych, produkowała wyroby od surowca do jego zakończenia, do gotowego płótna.

O tym jak powoli bogacił się Horak dowiadywałem się od jego robotników przy różnych okazjach, a po wojnie ze wspomnień, a także dokumentów archiwalnych. Według uzyskanych informacji Horak zaczął swoją karierę po I wojnie światowej od otwarcia własnego sklepu na rogu ul. Głównej i Piotrkowskiej, gdzie sprzedawał wyroby włókiennicze, m.in. Poszwy, wsypy, fartuchy. Później uruchomił małą fabryczkę przy ul. Borysza na Bałutach. Nie wzbogaciłby się jednak gdyby nie to, że należał do kościoła baptystów i był Niemcem. Potem zaczął pełnić funkcję biskupa tego kościoła w Łodzi, dzięki czemu otrzymywał od swoich współwyznawców ze Stanów Zjednoczonych znaczne fundusze i zapomogo dla kościoła. W zamian za to przyjmował do pracy baptystów, uczył ich zawodu. Część jednak funduszy przeznaczał na zakup maszyn i rozbudowę fabryki. W 1928 r. kupił posesję w Rudzie Pabianickiej, miedzy ul. Starorudzką, a ul. Staszica należącą wcześniej do kolumny sanitarnej Wojska Polskiego. Sprowadził tu kilkadziesiąt krosien angielskich, krochmalkę, dwie skręcarki, dwa snowadła oraz trzy wanny farbiarni drążkowej. Zaczął produkować tkaniny pościelowe, fartuchowe, alpagowe, na letnie marynarki. Urządzenia te były uruchamiane przez turbinę parową i pasy skórzane na kołach turbiny.

Oficjalna nazwa fabryki brzmiała: Zakłady Włókiennicze Adolf Horak. Spółka Akcyjna (po niemiecku: Textilwerke Adolf Horak. Aktiongesellschaft). W zarządzie w 1932 r. znajdowali się: Adolf Horak jako prezes, dr Adolf Speidel - wiceprezes, Adolf Horak syn, Fryda Horak żona. Według Rocznika Przemysłu i Handlu z 1932 r. kapitał zakładowy firmy wynosił początkowo 5 mln zł. Między 5.000 akcjonariuszy okazicieli, każda o nominale wartości 1000 zł. Dla porównania w tym czasie Zakłady L. Geyera posiadały odpowiednio 1,5 mln kapitału, 2.500 akcji o wartości 6.000 zł, I.K. Poznańskiego - 31.250.000 kapitału, 10.000 wartości akcji; Scheiblera i Grohmana - 69 mln kapitału, 12.000 akcji o wartości 5.750.000 zł; Widzewska Manufaktura - 31.250.000 kapitału, 312.000 akcji.

Na przędzalni u Horaka znajdowało się 13.240 wrzecion cienkoprzędnych, 1.000 wrzecion niciarkowych, na tkalni - 530 krosien bawełnianych. Zatrudniano w tym czasie 1.300 robotników i 28 osób personelu technicznego i urzędników. Dla porównania - L. Geyer posiadał 51.000 wrzecion cienkoprzędnych, 10.140 wrzecion odpadkowych i wigoniowych, 3.676 wrzecion niciarkowych, na tkalni - 1.850 krosien bawełnianych; I.K. Poznański - 126.000 wrzecion cienkoprzędnych amerykańskich, 21.750 wrzecion cienkoprzędnych "Maco", 8.182 wrzeciona odpadkowe i wigoniowe, 64 niciarki o 22.340 wrzecionach, 3.284 krosna bawełniane. Zatrudnionych było 4.330; Scheibler i Grohman - 212.000 wrzecion cienkoprzędnych, na tkalni - 6.000 krosien bawełnianych, 9.805 robotników; Widzewska Manufaktura - 220.000 wrzecion cienkoprzędnych, 3.060 wrzecion odpadkowych, 42.116 wrzecion niciarkowych, na tkalni 3.019 krosien, 6.000 robotników.

Nieprzypadkowo pokazuję stan największych fabryk w Łodzi, aby zwrócić uwagę na dynamikę rozwoju zakładów Horaka. Wielki kryzys gospodarczy lat 1929-1933 doprowadził bowiem większość z nich do upadku lub poważnego zmniejszenia produkcji i zatrudnienia. I tak np. Największe zakłady włókiennicze w Polsce - Scheiblera i Grohmana w 1932 r. zbankrutowały i zaistniała groźba redukcji niemal wszystkich robotników m.in. Z powodu ogromnego zadłużenia w Banku Gospodarstwa Krajowego. Na skutek interwencji związków zawodowych w wojewody łódzkiego Władysława Jaszczołta sprawą zajął się rząd i udzielił zakładom pomocy finansowej. Prezesem Rady Nadzorczej został wicedyrektor Banku Gospodarstwa Krajowego - gen. dr Feliks Maciszewski. Mimo to niektóre oddziały zostały unieruchomione. Fabryka Scheiblera i Grohmana przestała się rozwijać.

Na skraju bankructwa znalazły się zakłady Widzewskiej Manufaktury. Zostały one zamknięte, przejściowo, pozbawiając pracy około 5.000 robotników. Dyrekcja w ten sposób chciała wymusić od państwa pomoc finansową. Zwróciła się też do rządu o ustanowienie nadzoru sądowego celem sprolongowania długów. Z kolei fabryka Poznańskiego tak była zadłużona, że zmuszona została do zaciągnięcia pożyczki w bankach zagranicznych, zadłużając się we włoskim banku - "Banca Commerciale Italiana", co doprowadziło do zupełnego podporządkowania zakładów włoskim instytucjom kredytowym.

Chociaż fabryka Horaka przeżywała w latach kryzysu pewne trudności, to jednak nie tak wielkie, jak inne firmy. Przejściowo zmniejszyło się zatrudnienie z 1.300 robotników do 900 w 1934 r. Horak starał się za wszelką cenę nie dopuścić do upadku firmy i przezwyciężyć trudności poprzez obniżanie kosztów produkcji, m.in. Obniżając płace robotników, redukując robotników, reorganizację pracy (racjonalizację) itp. Na takie przezwyciężanie kryzysu nie chcieli zgodzić się robotnicy i związki zawodowe, ponieważ pogarszało to warunki materialne ludzi pracy i zmuszało do męczącej, bardziej intensywnej pracy. Robotnicy zaczęli protestować. Ich protestami i akcjami kierowały związki zawodowe. W fabryce działały trzy związki: centrowo-prawicowy związek "Praca", znajdując się pod wpływem Narodowej Partii Robotniczej NPR. Drugim był lewicowy, potocznie nazywany związkiem klasowym, będący pod wpływem PPS. Oba związki posiadały prawie identyczne wpływy, z minimalną przewagą związku "Praca", co wykazywały wybory delegatów fabrycznych. Trzecim był Związek Związków Zawodowych (ZZZ), który w tym czasie uważał się za związek lewicowy, choć poprzednio był prorządowy. Posiadał on znacznie mniejsze wpływy niż dwa wcześniej wymienione. Ile poszczególne związki liczyły członków - nie wiemy. Na podstawie wyborów delegatów, które odbyły się na wiosnę 1936 r., a uczestniczyło w nich 72% robotników, związek "Praca" i związek klasowy (ZSZ) posiadały po tyle samo członków lub sympatyków., to jest po 41%, zaś ZZZ - 18% (szerzej o wyborach piszę dalej).

Trzeba tu wyjaśnić, że 72% głosujących to robotnicy tylko z dwóch zmian dziennych, ponieważ nocna zmiana w ogóle nie brała udziału w wyborach z przyczyn nieznanych, prawdopodobnie dlatego, że wybory odbywały się w dzień i nocna zmiana znajdowała się poza fabryką. Być może, że procenty te mogłyby nieco inaczej się rozłożyć, gdyby również głosowała nocna zmiana. Niemniej tendencja wpływów zasadniczo by się nie zmieniła.

Obserwując przez dłuższy czas działalność związków zauważyłem, że wszystkie one występowały bardzo radykalnie i wysuwały identyczne żądania. Trudno było nieraz odróżnić, że są to związki o różnym obliczu ideowym i politycznym. Może czasem odstawał od nich ZZZ, do którego należała pewna liczba niemieckich robotników, w tym także baptystów. Mieli oni nawet swojego delegata fabrycznego - Edwarda Branzajsa (zob. o nim dalej). Owo "odstawanie" polegało na tym, iż Niemcy, często baptyści, nie chcieli zaostrzać stosunków z Niemcem - biskupem baptystów. Mimo to ZZZ wiedząc, iż wtedy już przeważali jednak polscy robotnicy, licząc się z tym, działał na ogół zgodnie z pozostałymi dwoma związkami, wysuwając wspólne żądania do dyrekcji, organizując wspólne zebrania załogi, a także organizując różnego rodzaju akcje w celu wymuszenia realizacji swych żądań. Oficjalnie związki starały się nie krytykować nawzajem. Dowodem współpracy było później utworzenie tzw. Komisji Międzyzwiązkowej, która skupiała delegatów związkowych. Komisja ta uzgadniała miedzy sobą żądania wobec administracji fabrycznej, a w czasie zatargu czy strajku - organizowała jedną wspólną akcję. Wydawało mi się, że między delegatami istniał jakby pewien podział zadań. Dotyczyło to takich np. spraw, jak: pilnowanie by dyrekcja przestrzegała umowy zbiorowej po strajku z marca 1936 r., niedopuszczenie do obniżek płac i taryfikatorów, aby administracja nie oszukiwała robotników, co czasem zdarzało się, dbanie o należyte bezpieczeństwo w pracy i warunki sanitarne, higienę itd.

Szereg wysuwanych postulatów Horak nie od razu chciał realizować albo wykonywał w stopniu niezadowalającym dla delegatów i robotników. Toteż na tym tle dochodziło do konfliktów.

Do dużego konfliktu, jednego z pierwszych u Horaka, doszło w końcu czerwca 1932 r. na tle racjonalizacji. Dyrekcja zarządziła, aby tkacze pracujący dotąd na 2 krosnach przeszli do pracy na 3, a nawet na 4 krosna. W odpowiedzi 500 tkaczy przystąpiło do strajku. Swój sprzeciw motywowali tym, że w żadnej łódzkiej fabryce przy wyrobie tkanin pościelowych, tkacze nie pracują więcej niż na 2 krosnach. Na czele strajku stanął związek "Praca", który w tej akcji wykazał duży radykalizm. Wobec nieustępliwości Horaka, kierownik związku "Praca" w Łodzi, Józef Socha, zwrócił się do inspektora pracy o interwencję. Inspektor wraz z Sochą odbyli konferencję z Horakiem, ale bez rezultatu. Dyrekcja gotowa była zrezygnować ze swoich zamiarów, lecz pod warunkiem, że robotnicy zgodzą się obniżkę płac o 25%. Wzburzeni strajkujący zaostrzyli protest poprzez okupowanie zakładu oraz wycofanie całej służby z terenu fabryki. Dopiero po energicznej akcji inspektora pracy, który zażądał od Horaka ustępstw, dyrekcja wycofała zarządzenie o przejściu na 4 krosna i robotnicy po 10 dniach dniach wrócili do pracy. O strajku i energicznej akcji inspektora Opolskiego pisała łódzka prasa.