wspomnienia Klubowiczów
Jerzy Andrzej Ciemnoczułowski: Pamietam zapach mydła... Na ogół popularne mydło "Biały Jeleń" służyło do wszystkiego, ale z czsem pojawiło się kolorowe mydło Splendit, ten zapach zawsze będzie kojarzył mi się z wczasami w Krynicy Górskiej w 1953r.
A i jest jeszcze jeden zapach, woda kolońska u Felusia, czasem przy odrobinie dobrego nastroju spryskał nas po strzyżeniu. Po okresie proszku do mycią zębów (w zasadzie do psucia), nastały mydełka i wreszcie upragnione nasze własne pasty o smaku mięty i pomarańczy, dziś w natłoku tych tubek można dostać oczopląsu... Ech, trzeba było to wszystko przeżyć, aby poznać skalę tego co mamy dziś, czyli od szarego mydła do kolorowej rzeczywistości.
Hanka Marconi: A propos mydeł... Jak jestem w Polsce, to kupuję "szare mydlo". Jest faktycznie dobre: mydli sie normalnie i nie robi sie z niego mazia. Mam zawsze kawałek jak jestem na urlopie. Używam zamiast proszków do prania (dobrze funkcjonuje w zimnej wodzie)... oj zrobił mi sie nieomal hymn pochwalny "szare mydlo"...
Mika Kobylińska: No, to jak już mowa o zapachach, ja pamiętam mydełko "For You", pastę "Lechia" i taką pomarańczową dla dzieci (nie pamiętam nazwy), wodę toaletową "Przemysławka" i chyba "Staropolanka" albo coś koło tego. Mój tata używał po goleniu "Wody Brzozowej". Proszek do prania "Radion" (sam pierze) no i mydło "Biały Jeleń" oczywiście też.
Zbigniew Okruszek: Pasta pomarańczowa dla dzieci bardzo im smakowała. Mój syn do dziś opowiada jak "napadli" w przedszkolu na kolegę i zjedli mu całą zawartość tubki... Była też taka woda "Prastara" w buteleczce oplecionej wikliną, czy czymś takim (świetny towar do indywidualnego eksportu). Marynarze opowiadali, że świetnie idzie w krajach arabskich, tak jak krem Nivea w Bułgarii i Biseptol w Rumunii jako środek antykoncepcyjny...
Na murze jednego z domów przy Piotrkowskiej przez długie lata utrzymywała sie przedwojenna reklama o treści "Radion sam pierze", a w sprzedaży owego Radionu nie było. Aż kiedyc nastąpiła reaktywacja...
Woda brzozowa z kolei była ulubionym napojem pewnej grupy koneserów, co to pijali denaturat, krople Inoziemcowa, płyn do mycia szyb, czy inne "wynalazki". Ale brzozowa stała w hierarchii najwyżej...
Piotr Zygmunt Kołakowski: Przypomniał mi się z dzieciństwa "szampon jajeczny" w zgrzewanych woreczkach z grubej folii, przypominających maleńkie poduszeczki. Kolor tego był taki, jak żółtka w jajku. Oczywiście po myciu należało spłukać włosy wodą z octem. Pamiętam też "szyszki kąpielowe" - były wypełnione jakimś zapachem pseudoleśnym w proszku. Można było bawić się w wannie taką szyszką, tak długo, aż woda nie przegryzła plastykowego, "szyszkowatego" opakowania i proszek ze środka nie dostał się do wody
Jerzy Andrzej Ciemnoczułowski: Przyszedł mi do głowy jeszcze jeden "kosmetyk" tamtych czasów, a mianowicie krem Nivea. Czyli emulsja wodno-olejowa o charakterystycznym zapachu. Zapachu który kojarzy mi się właśnie z tamtym okresem, ponieważ był to jedyny krem na rynku. I to wcale nie najgorszy, a nawet dość długo służył jako towar wymienny w kontaktach turystycznych. Dotrwał do dziś w tej samej formie i lekko przyćmiony przez pacykadła w kolorowych opakowanich i zszedł na plan dalszy.
Andrzej Matusiak: Noo, a jeszcze kultowe perfumy "Być Może". Miały wzięcie od Bałkanow do Władywostoku :).
Monika Mimiec: W tym wszystkim zapomnieliśmy, a może zapomniałyśmy, o tak ważnych rzeczach w życiu kobiety jak kosmetyki! Jako dziecko pamiętam mamuśki tusz do rzęs, który mieścił się w plastikowym pudełeczku, które miało niebieski kolor. Dołączona też była szczoteczka do malowania rzęs. Sztuka malowania oczu polegała na tym, że na skamieniały tusz pluło się, po czym maczało szczoteczkę i dopiero wtedy można było pomalować rzęsy. Zgroza, brrr...!!! Były też perfumy "Pani Walewska", "Być może", woda toaletowa "Basia", a z męskich - "Brutal" i woda kolońska w takich buteleczkach otoczonych plecionką, chyba ze słomy. A pamiętam jeszcze, że mamuśka miała niebieskie cienie do powiek. W ogóle chyba niebieski był w latach 70 bardzo modny, bo pamiętam, że wszystkie ciotki miały go na powiekach :)
Urszula Ruta-Węgrzyn: A ja jeszcze mam taki tusz do malowania rzęs, w takim właśnie plastikowym pudełeczku z malutką szczoteczką i małym pędzelkiem do malowania kresek na powiekach (trzydzieści lat temu bardzo modnych). Nie używam go, ale leży sobie w pudełeczku, ot tak, na pamiątkę. Właśnie sprawdziłam - można nawet umalować nim rzęsy, nie skamieniał, a nawet ładnie pachnie, pomimo, że ma przeszło trzydzieści lat. Do malowania powiek były takie małe pomadki w różnych kolorach, coś takiego jak dzisiejsze próbki szminek do malowania ust. W 70 latach modne były rzeczywiście cienie niebieskie, no i zielone. A żeby przedłużyć rzęsy, to mieszało się z tuszem do rzęs wysnutą i pociętą czarną aksamitkę. Do podkręcania rzęs była również używana zalotka. W latach 70 bardzo modne były sztuczne rzęsy.
Piotr Zygmunt Kołakowski: W sieci znalazłem informacje o popularnym w latach PRL-u mydełku dla dzieci Jacek i Agatka. Jacek i Agatka - byli bohaterami popularnej w latach 60 dobranocki autorstwa Wandy Chotomskiej. Bajka ukazała się po raz pierwszy na antenie telewizyjnej 2 października 1962 r. Laleczki zaprojektował Adam Kilian, głosu użyczyła Zofia Raciborska. Mydełko "Jacek i Agatka" otrzymało znak pierwszej jakości (jedynka pomiędzy pacynkami). Znak pierwszej jakości miał oznaczać produkty wysokiej jakości. Produkty jeszcze wyższej jakości oznaczane były znakiem "Q". Popularne w latach późnego PRL-u było również mydełko "Zefir" produkcji Stołecznych Zakładów Chemii Gospodarczej Pollena. Kolor mydełka - jasno zielony.
Była jeszcze pasta do zębów "NIVEA", produkcji POLLENY w Poznaniu. Charakteryzowała się tym, że zasychała w tubie, która pękała przy próbie wyciśnięcia zaschniętej pasty. Napis na tubie głosił: "Pasta do zębów NIVEA jest nieodzownym środkiem do codziennej pielęgnacji jamy ustnej. Usuwa osady nazębne oraz pozostawia długotrwały efekt odświeżający. Przebadana stomatologicznie".
Do nabycia by Płyn przeciwko potowi "Non odoro". Napis na opakowaniu informował: "Non odoro hamuje wydzielanie potu, zapobiega skutecznie powstawaniu przykrego zapachu. Nanosić na miejsca silnie pocące się." Producent Zakłady Pollena Lechia w Poznaniu.
Każda gospodyni wiedziała, jakich proszków należało używać do prania. Proszek IXI - niezapomniany, jedyny niezawodny proszek do prania z lat 60 i 70, produkcji Fabryki Kosmetyków Pollena - Lechia w Poznaniu. Cena 15,20 zł. Kartonowe pudełka w które był pakowany proszek charakteryzowały się tym, że proszek zawsze w jakiś tajemniczy sposób się z nich wysypywał, a przy najmniejszym zamoczeniu karton rozpadał się. Na pudełku umieszczono informacje dotyczące stosowania proszku, składu chemicznego, itd. Wcześniej był proszek do prania "Wyborowy" (lata 50.) produkcji Bydgoskich Zakładów Przemysłu Tłuszczowego. Na odwrocie opakowania (o wymiarach 16 cm x 3 cm x 8 cm) znajdowały się przepisy prania oraz ostrzeżenie: "Uwaga! Stosowanie tego proszku do zamaczania bielizny lub szorowania jest MARNOTRAWSTWEM"
Trochę wstyd o tym mówić, bo rzeczy intymne powinno trzymać się dla siebie, ale papier toaletowy był wtedy równie nieosiągalny jak dzisiaj Jowisz dla kosmonautów. I choć po raz pierwszy pojawił się w Chinach w XIV wieku, to do Polski z trudem trafiał nawet w wieku XX. Swoisty symbol kryzysu ekonomicznego w czasach PRL. Kolejki po niego ciągnęły się kilometrami. A szczęśliwiec z przewieszonym przez ramię sznurkiem z rolkami papieru, niczym naboje do jakiejś armaty, wzbudzał na ulicach zazdrość.