Z cyklu: Życie w Rudzie - Rudzka Rewia Mody KSRP - Witamy w czytelni Rudy Pabianickiej

Klub Sympatyków Rudy Pabianickiej

.

rudzka czytelnia

Z cyklu: Życie w Rudzie - Radio, węzły i kołchoźniki

wspomnienia Klubowiczów

Piotr Zygmunt Kołakowski: Nie poruszaliśmy jeszcze tematu wpływu radia "Wolna Europa" na poglądy na świat Rudziaków. Sam byłem słuchaczem gdzieś od III klasy podstawówki. Doskonale pamiętam felietony Aliny Grabowskiej. Czekało się na "Fakty, wydarzenia, opinie" i na "Panoramę Dnia", albo "Podróże po Europie".

Z Wikipedii (fragment):
"Od 3 maja 1952 r. istniała także Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa, która w okresie PRL była najczęściej słuchanym (i systematycznie zagłuszanym) radiem zagranicznym. RP RWE nadawała audycje informacyjne oraz bloki programowe o tematyce politycznej (Fakty, wydarzenia, opinie, Panorama dnia i Panorama tygodnia, przeglądy prasy - polskiej podziemnej i emigracyjnej), ekonomicznej, rolniczej ("Droga przez wieś"), kulturalnej ("Na czerwonym indeksie" - książki, ostatnio w wyborze Wł. Odojewskiego, czytane przez A. Chomińskiego, "Z dziejów PRL" T. Żenczykowskiego, "Współczesna historia Polski", "U naszych sąsiadów", audycja muzyczna "Kwadrans Jacka Kaczmarskiego") i religijnej (kapelan radia ks. Tadeusz Kirschke), regularnie ujawniając nieprawości reżimu komunistycznego i odgrywając istotną rolę w demokratycznych przemianach w kraju. W 1971 roku Służba Bezpieczeństwa przeprowadziła kombinację operacyjną, ujawniając materiały zebrane przez swojego agenta wywiadu kpt. Andrzeja Czechowicza, który w 1965 roku przeniknął do pracy w rozgłośni."

Maciej Tarnowski: Jeżeli mówimy o Radiu Wolna Europa to warto zaznaczyć, że w Tuszynie była zagłuszarka owej, znienawidzonej oczywiście poprzez niektórych, stacji.

Piotr Zygmunt Kołakowski: Ale komuna często zostawiała jedną częstotliwość, gdzie nie było zagłuszania, prawdopodobnie dla własnego odsłuchu. Często 13 m i 16 m nie były zagłuszane.

Maciej Tarnowski: Ja i tak słuchałem Głosu Ameryki z Waszyngtonu, zawsze o 20:00.

Piotr Zygmunt Kołakowski: Głos Ameryki, albo Deutsche Welle miały charakter informacyjny, a w WE było dużo publicystyki. Zawsze czekałem na audycje cykliczne, np Panorama Dnia i inne z tych, które wymieniłem wyżej. Czytano także Sołżenicyna "Archipelag Gułag", "Bez ostatniego rozdziału" Andersa, "Inny świat" Herlinga-Grudzińskiego. WE miała więc także rolę kulturotwórczą. Dziś "Inny świat" jest w kanonie lektur, a Andersa widziałem w Empiku. O poezji Miłosza dowiedziałem się po raz pierwszy z WE na długo przed Nagrodą Nobla, bo przecież nie ze szkoły. Pamiętam też spekulacje na falach WE, że Karol Wojtyła ma duże szanse na wybór na Papieża. Na pewno było w tym dużo propagandy, ale taka była misja tego radia... W każdym razie przemycano dużo treści pozytywnych...

Maciej Tarnowski: Najmniej propagandy, tylko suche fakty podawano w BBC z Londynu, tam się nie rozgadywali. Może i dobrze :)

Piotr Zygmunt Kołakowski: Słuchałem tego i tego. PO prostu inny był krąg słuchaczy, do których te rozgłośnie adresowały swoje audycje. Tak samo jak teraz są inni odbiorcy Programu I, Trójki, a wreszcie Radia Maryja.

Maciej Tarnowski: Na szczęście, niezależnie od panującego ustroju można było wybrać to, czego się słuchało, nawet jeśli mogło to nieść ze sobą przykre konsekwencje. Człowiek to takie zwierzę, co nie zawsze idzie tam, gdzie mu każą i nie zawsze słucha tego, co ktoś inny mu na siłę sączy do ucha :)

Piotr Zygmunt Kołakowski: Były takie momenty, kiedy RWE słuchali praktycznie wszyscy Polacy - a ci, co nie słuchali, znali treść audycji z opowieści. Tak było w momentach kryzysów społeczno-politycznych, kiedy oficjalna prasa, radio i telewizja milczały lub kłamały na temat rozgrywających się wydarzeń. O powszechnym, a niekiedy i publicznym słuchaniu RWE w takich chwilach donosiły meldunki SB. Nawet członkowie partii na oficjalnych zebraniach nie wahali się powoływać na wiadomości zaczerpnięte z audycji Rozgłośni Polskiej, krytykując przy tym politykę informacyjną partii. Na mniejszą skalę nastawiano odbiorniki na Monachium w momentach przesileń w polityce międzynarodowej (kryzys berliński 1961 i kubański 1962, wojna sześciodniowa 1967, inwazja Układu Warszawskiego na Czechosłowację 1968 itd.).

Zdecydowanie największym powodzeniem cieszyły się programy informacyjne "Wolnej Europy". Istotną rolę odgrywały także w latach 80. przeglądy prasy "drugoobiegowej", znacznie rozszerzając w ten sposób krąg jej odbiorców. Chętnie słuchano również audycji historycznych, wymazujących "białe plamy" z najnowszych dziejów Polski. Najmniejszym powodzeniem cieszyły się chyba audycje kulturalne - za wyjątkiem nadawanych w latach 80. programów prowadzonych przez Jacka Kaczmarskiego: tysiące jego polskich fanów z napięciem czekało na kolejne audycje, usiłując nagrać utwory barda na kasetę. A jak to było z zagłuszaniem? W czasach PRL sporą popularnością cieszył się następujący dowcip: "Co robią milicjanci patrolujący ulicę na widok pijaka, powtarzającego »Tu mówi Radio Wolna Europa...«? Kładą się obok i zaczynają go zagłuszać, powtarzając: bzzz...". I dowcip ten oddawał na swój sposób rzeczywistość, bo obok "czarnej propagandy" to właśnie zagłuszanie audycji RWE było główną i najskuteczniejszą bronią.... I chociaż zagłuszano także inne rozgłośnie, nadające po polsku z Zachodu, to jednak działania prowadzone wobec RWE były najbardziej konsekwentne i długotrwałe. W każdym razie, RWE miała znaczny, jak nie decydujący udział w ukształtowaniu poglądu na rzeczywistość przez moją skromną osobę. Pamiętam audycje informacyjne oraz wspomniane wyżej bloki programowe. Czekało się na felietony Aliny Grabowskiej,"Spacerkiem po Europie" Ptaczka (nie wiem, czy nie pomyliłem nazwiska). Nie było mowy o Schengen i można było czegoś się dowiedzieć o krajach, gdzie nie było wielkiej nadziei, że kiedykolwiek tam się będzie. Ale pamiętam też, że tak do końca nie wierzyłem w wiele rewelacji podawanych w RWE i z lekkim zdziwieniem potem stwierdziłem, że cholera jasna, mieli jednak rację!

Andrzej Matusiak: Do tych zachodnioradiowych wspomnień trzeba jeszcze dorzucić takie rozgłośnie jak: Voice of America i Radio Vatican. Sluchanie niedzielnej mszy, nawet po łacinie należalo do obowiązku. My na Felsztynie kołchoźnikow nie mieliśmy. Nawet nie pamiętam, czy była tam poprowadzona instalacja, ale zakazane stacje były doskonale odbierane nawet na krajowych RO "Pionier". Niewtajemniczonym przypomnę, że linie produkcyjne naszych zakładow radiofonicznych przejęli Sowieci i okupant z zachodu i tak np. linie z Zakładow Radiowych w Wilnie trafiły do Mińska. Po wojnie ich produkty trafiały z powrotem do nas jako produkty "pomocowe". My spłacaliśmy ten import, exportem wegla :).

Zbigniew Okruszek: A pamiętacie polskojęzyczne Radio Tirana, tubę Komunistycznej Partii Polski, założonej przez maoistę Kazimierza Mijala? Był to nota bene pierwszy powojenny, oczywiście komunistyczny, prezydent Łodzi. Po ucieczce do Albanii, a później do Chin, nazywany był przez swoich byłych towarzyszy Mijal-Żmijal. Wrócił ponoć do Polski i chyba jeszcze żyje...

Maciej Tarnowski: A pamiętacie "60 minut na godzinę"? Co niedziela, na Trójce?

Mika Kobylińska: No jasne:)))) A później, od początku lat 80-tych "Lista Przebojów", a po niej "Teatrzyk Zielone Oko". To w sobotę, a potem w niedzielę 60-tka:)))

Andrzej Matusiak: Ja pamiętam. Pamiętam z wczesniejszego okresu takze "Rewię przebojow" Lucjana Kydryńskiego, na długich - Warszawa I i na Łodzi lokalnej, Krolikowski też miał podobną audycję cykliczną - raz na tydzień.

Zbigniew Okruszek: Andrzej Królikowski "Melodia, rytm i piosenka"

Ewa Kmiecik: A pamiętacie taki program "Dobry wieczór tu Łódź"? Mam nadzieję, że nie pomyliłam. Zaczynał się zawsze piosenką "Wita Was Łódź, taniec i rytm...". Twórcą był Ryszard Czubaczyński, przesympatyczny człowiek, którego dane mi było poznać osobiście na jednym z obozów harcerskich.

Jerzy Andrzej Ciemnoczułowski Pan Ryszard Czubaczyński występował przeważnie w duecie z Czesławem Majewskim. Jeden tekściarz, a drugi muzyk. Też miałem przyjemność poznać obu osobiście podczas wakacji w Ustroniu Morskim 1971 r. Ech, miała wtedy coś Łódź do powiedzenia na antenie ogólnopolskiej. Brak Wytwórni Filmowej, też nas trochę "dołuje".

Piotr Zygmunt Kołakowski: W towarzystwie nie można było zaistnieć, jak w niedzielę nie wysłuchało się "Ilustrowanego Magazynu Rozrywkowego" (później Autorów) w programie III PR , albo "60 minut na godzinę". Oferta była mała, także każdy słuchał tego samego. Ale słuchanie "Trójki" trochę nobilitowało. Trzeba też było mieć radio z UKF, a nie każdy takowe miał. Potem na korytarzach szkolnych wszyscy powtarzali radiowe produkcje, czasami dodatkowo je interpretując. Niektórzy osiągnęli mistrzostwo w naśladownictwie np. Federowicza i byli lepsi od oryginału, czym zaskarbiali sobie podziw u dziewczyn.

Mika Kobylińska: Malutka poprawka Piotrze :), to był ITR - "Ilustrowany Tygodnik Rozrywkowy" tworzony głównie przez duet Janczarski-Kreczmar. Tam można było usłyszeć niezapomnianą Rodzinę Poszepszyńskich, Fachowców czy teksty Marii Cubaszek. Trójka puszcza nadal fragmenty tych tekstów i one nic się nie zestarzały:))

Katarzyna Kowalczyk: Zgodnie z tematem i minionym czasem chciałam zapytać czy ktoś pamięta coś takiego - wiszące na ścianie urządzenie, wyglądające jak głośnik z pokrętłem i działające na zasadzie radia, ale podłączone do domów na zasadzie dzisiejszej kablówki, tzn. za pomocą kabla. Pamiętam, że moi pradziadkowie mieli taki wynalazek w kuchni, pod sufitem. Napiszcie coś więcej o tym kablowym radiu.

Danuta Ignasiak: Moja babcia miała coś takiego. Nazywano go kołchoźnik. Chyba.

Mika Kobylińska: Dokładnie, kołchoźnik. Nadawał jedną słuszną stację. Przynajmniej ludzie nie mieli dylematu czego słuchać :))))

Zbigniew Okruszek: Centrala była gdzieś w rejonie Komunalna - A. Krzywoń. W każdym bądź razie po "tamtej" (ja mieszkałem oczywiście po tej właściwej) stronie Pabianickiej. Abonament miesięczny kosztował chyba 2,40 zł. Grał od 5-6 rano do północy. Audycje zawsze wtedy kończyły sie hymnem. Nie potrzeba było wyszukiwać stacji, bo robił to za nas operator. Wisiał u ojca w warsztacie (kołchoźnik, a nie operator). I tam właśnie, w erze przedtelewizyjnej się go słuchało. Pamiętam takie audycje jak: "Muzyka i aktualności", "Melodia, rytm i piosenka", nieśmiertelni "Matysiakowie" i dużo później "W Jezioranach" - ukłon w stronę wiejskiego słuchacza, wspominana już "Zgaduj - zgadula". Słuchałem z zapartym tchem czytaną przez A. Łapickiego przez ładnych parę tygodni powieść kryminalną "Królewna (?)".

Pamiętam również z bardzo wczesnego okresu przeboje śpiewane przez Chór Czejanda (Wesoły autobus, Kiedy rano jadę (z) 18-tką), Martę Mirską (Pierwszy siwy włos), Marię Koterbską (Karuzela, Brzydula i rudzielec, Bo mój chłopiec piłkę kopie), Sławę Przybylską (Pamiętasz, była jesień), Hannę Rek, Olgierda Buczka, Gniatkowskiego (Kuba wyspa jak wulkan gorąca) itd. Pamiętam również tzw. pieśni masowe: Miliony rąk... Pewno, że sączył się z głosnika "określony" program i linia, ale tak jest do dziś - patrz boje o publiczne media. A gdzieś tak koło roku 85-tego kołchoźnik umilkł - impreza stała sie nieopłacalna. Jeszcze do niedawna na strychu poniewierał sie ów głośnik...

Piotr Zygmunt Kołakowski: Kołchoźniki pełniły też dużą rolę dla swoiście pojmowanej obronności kraju, bo można było nadać np. alarm o skażeniach, albo jakieś inne komunikaty, a treść przekazu do społeczeństwa można było w 100% kontrolować. Forma przekazu lepiej niż słowo drukowane trafiała do odbiorcy. Korzystano przecież ze sprawdzonych sowieckich wzorów...

Ryszard Łągiewczyk: A wiecie gdzie w Rudzie była tzw. Radiostacja, z której to wszystko szło? Szary otynkowany, piętrowy budynek. Od dawnej VIII TPD pod górkę, za późniejszą SP 63 w stronę Starorudzkiej ok. 200 m po lewej stronie. Przed budynkiem była wspaniała studnia na wielkie zębate koło i chyba duże drzewo liściaste. Marki nie pamiętam. Ulica prawdopodobnie Municypalna. Kawałek dalej było MPO ze srebrnymi samochodami marki Skoda.

Andrzej Matusiak: Mieliście kołchoźniki?. OK. A Radio Freies Europa na czym odbieraliście? Ja na Felsztynie miałem klasowy radioodbiornik marki PIONIER, drewniany, z taką obiciówką na głośniku. Były jeszcze bakieliciaki. Już nie pamiętam, czy były na talony otrzymywane w robocie, czy w ogólnodostępnym handlu detalicznym? Jedną gałka się regulowalo glośność, a drugą - pokrętłem okrągłym - wybierało sie RWE, BBC, Voice of America i Radio London, W-wa II i Stalinogrod :), to na średnich. Na długich była W-wa I i Radio Praha i Kiev o zasięgu ogólnopolskim prawie. Były i fale krótkie. Zakresy fal przełączało się takim knopkiem ukośnym połączonym z pokrętłem do wybierania stacji. Potem pojawiły się "Stolice" z magicznym, zielonym okiem i "Wole" ("Wola") z ramkową, obrotową anteną. Na tym Pionierku mieliśmy wspaniały odbiór. Może dlatego, że radiostacja łódzka mieściła się przy ul. Inżynierskiej, w pobliżu Wolowej. A pamiętacie pierwsze turystyczne radyjo marki "Szarotka", na baterie anodowe ? No i następna epoka - magnetofon szpulowy "Tonette". Były jeszcze jakieś niemieckie, ale nie pamiętam nazwy. Kolejnymi były czeskie "Tesle" i nasz ZRK, zwany potocznie Kasprzakiem. Kaseciaki, to już następna generacja.

Ryszard Łągiewczyk: Mieliśmy bakielitowego Pionierka, a sąsiedzi z parteru jakąś superheterodynę. Anteny zrobiliśmy sami (sorki) - zajebiste. Odbieraliśmy cały świat. ZRK 140T mam do dziś i super nagrania z lat 70-85. Kombinuję jak to przerzucić na kompakt. Szarotkę pamiętam niemile. Koleś podłączył ją do 220V i dał potrzymac antenę. JEZU!!! Jak mnię hmmmm...pierdykło!!!

Mariusz Czerwiński: W roku 1970 zainteresowała mnie i moją rodzinkę dziwna wtyczka, jakaś egzotyczna, o wyglądzie przedwojennym. Szybko się okazało, że znalazł się jakiś przedwojenny głośnik w bakielitowej obudowie i po "lustracji" tegoż ustrojstwa, skręceniu kabelków, wpięciu wtyczki do zagadkowego kontaktu oraz walnięciu pięścią w bakielit, odezwała się muzyka. Okazało się, że bakielitowa obudowa z głośnikiem jest ostatnim ogniwem radiowęzła, który nadawał jeszcze ładnych parę lat w latach siedemdziesiatych. Mimo posiadania radia "Symfonia" (z magicznym okiem, full wersja z pełnym "wypasem" z gramofonem) chętnie włączaliśmy głośnik, zwany przez nas "kołchoźnikiem". Radiowęzeł znajdował się chyba na ulicy Rejonowej, na przeciw SP nr 93. Większość sieci radiowęzła została zniszczona po wojnie, a choć technika w latach siedemdziesiątych coraz częściej nawiedzała nasze domy, to "kołchoźnik" funkcjonował równolegle z kolejnymi nowościami RTV. Czy wiadomo Wam coś więcej na temat historii radiowęzła??? Losy mojego kołchoźnika są na razie nieznane. Gdy radiowęzeł przestał nadawać, stał się bezużyteczny, pozostaje mi spytać brata jak potraktował poczciwego kołchoźnika zwłaszcza, że wykazywał sporo entuzjazmu do rozkręcania wszystkiego co się da. Nasz był w obudowie bakielitowej i o unifikacji kołchoźników nie może być chyba mowy. Mnie interesuje jednak fakt, w jakim okresie powstał radiowęzeł? Przed wojną, w czasie wojny, czy też po wojnie?

Zbigniew Okruszek: Według Wikipedii:
"Po zakończeniu II wojny światowej zniszczone były w Polsce wszystkie fabryki sprzętu radiotechnicznego, wszystkie studia radiowe i urządzenia nadawcze a odbiorniki skonfiskowane przez okupanta. Kraj był zelektryfikowany w niewielkim stopniu, szczególnie na terenach wiejskich (w 1946 r. tylko 6% ogólnej liczby gospodarstw rolnych docierała energia elektryczna). Wybrano drogę radiofonizacji kraju z zastosowaniem radiofonii przewodowej małej częstotliwości przez dedykowane przewody. Pierwsze instalacje uruchomiono już w 1945 r. W 1946 r. pracowały już 333 radiowęzły, liczba abonentów wynosiła 19 tys. a długość sieci przewodowej 1521 km. Zastosowanie radiofonii przewodowej nie wstrzymało równoległego rozwoju radiofonii z wykorzystaniem fal radiowych.

Największą liczbę abonentów radiofonii przewodowej zanotowano w 1957 r., było ich 1 622 000. Długość linii przesyłowych wynosiła ok. 86 tys. km a liczba radiowęzłów ok. 3500. Liczba zwykłych odbiorników radiowych w Polsce wynosiła wtedy ok. 2 mln. W późniejszych latach proporcje te zmieniały się i w końcu lat 60. XX w. liczba abonentów "przewodowych" spadła do ok. 1 mln, a abonentów "antenowych" wzrosła do ponad 4,5 mln. Od radiofonii przewodowej zaczęto odchodzić w latach 70. XX w., później stosowana była w szkołach, zakładach pracy i miejscach zbiorowego zakwaterowania."

"Kołchoźnikozacja" Rudy to właśnie wczesne (ale jakie?) lata powojenne. W moim domu kołchoźnik był od zawsze (oczywiście od mojego zawsze:)), aż do końca, czyli do przełomu lat 70-tych i 80-dziesiątych. Połączenie z centralą było poprzez specjalne, tylko do tego celu, przewody sieci napowietrznej.

Piotr Czech: A pamiętasz, Zbyszku, czy te przewody (np na Starogardzkiej, Reymonta, ...) były ciągnięte na słupach od elektryczności, czy od linii telefonicznych? Mnie się kojarzą dwa druty poniżej czterech prądowych, ale może to było oświetlenie ulicy. W naszym domu nigdy nie mieliśmy tego siermiężnego, socjalistycznego "cudu techniki".

Zbigniew Okruszek: Kołchoźnik był u nas dużo wcześniej niż telefon. Przewody były na pewno zamocowane na słupach energetycznych. Na naszym odcinku Reymonta nie było linii telefonicznej i gdy po latach starań założono nam wreszcie telefon, były wkopywane specjalnie słupy. Oprócz kołchoźnika było w domu również radio, znakomity przedwojenny Philips. Doskonale pamiętam Dziadka wieczorami słuchającego jakąś dziwną stację, której prawie wcale nie było słychać spośród warkotów i szumów wydobywających się z głośnika. Dopiero później stwierdziłem, że były to "wiadomości dobre, czy złe, ale zawsze prawdziwe" z RWE lub audycje innej stacji zaczynające się od charakterystycznego sygnału "bum, bum, bum, bummmm", czyli BBC. Philips, mający dwa zakresy fal krótkich, pozwalał m in. na odbiór połączeń krótkofalowców, czy łączeń Gdyni-radio ze statkami na dalekich morzach. I to bez jakiejkolwiek anteny zewnętrznej... Przypominam, że era telewizji zaczęła się w Rudzie (i w Polsce) gdzieś koło 1956 r. Pierwszy raz widziałem to cudo w domu wspominanego tutaj Pana Mariana Biernackiego, zmarłego niedawno...