refleksje Klubowiczów
Danuta Ignasiak: Ruda... po prostu nasze dzieciństwo, młodość i wspomnienia. Chociaż starość nie radość, a młodość nie wieczność, to klapki się otwierają i coś przypominają. Trzeba by sięgnąć głębiej, ale czy się coś przypomni...
Piotr Zygmunt Kołakowski: Kiedyś podczas jakiejś "roboty" z Puchatka w jakiejś fabryce, której pewno dzisiaj nie ma, rozmawiałem o starych Polakach, Niemcach, Żydach ze starym stróżem. W pewnym momencie tak spuentował dyskusję: "Najlepiej panie, to było za cara Mikołaja" - A czemu??? - "No bo ja byłem wtedy młody...". Ot...i cała tajemnica...
Piotr Czech: Myślę, że to nie do końca tak, jak napisał Piotr. Wg mnie liczą się "korzenie". To, że tu byli i pracowali nasi przodkowie, zostawili coś po sobie... Coś co budzi nasz szacunek, z czego jesteśmy nawet trochę dumni. "Ojczyzna to ziemia i groby..."
Jerzy Andrzej Ciemnoczułowski: Po prostu nasza Heimat, te zapachy i smaki które pierwszy raz poznawaliśmy, to piękne otoczenie. Górki, laski, rzeka z łąkami, wymarzony świat dla lat dzieciństwa i dorastania. Ja co prawda urodziłem się na Nawrot, ale po tygodniu już mieszkaliśmy w Rudzie, na ul. Uroczysko 42. Mieszkałem tam trzydzieści dwa lata i jak większość, wyemigrowałem na Retkinię. Ale jak jestem w okolicy, to nie omieszkam zajrzeć, przyciąga mnie sentyment do tego, z czym się utożsamiam, czyli moje korzenie. I żonę też mam z Rudy :). A sięgając dalej, to po Ojcu Kresy i Wołyń, a po Mamie Łódź.
Piotr Zygmunt Kołakowski: To, co napisałem, to jest pewne uproszczenie. Oczywiście, Piotr ma rację, tylko tak się porobiło, że Łódź i Ruda są XIX wiecznymi miastami (w porównaniu z innymi - "młodymi") i takich korzeni, jak w Krakowie, czy Poznaniu nikt nie może tu mieć. Mój pradziadek pochodził ze zubożałej szlacheckiej rodziny herbu Kościesza (mam na to papier)i przybył do Ziemi Obiecanej z kurpiowskiej wsi Kołaki. Był urzędnikiem u Schieiblera, a dziadek był przed wojną kierownikiem bielnika w fabryce na dzisiejszej Al. Politechniki. W 1932 r. wybudował dom przy dawnej ul. Rejtana 21, a obecnie Ujście, który to dom po śmierci Ojca musiałem sprzedać w 2002 r. A w krainie dzieciństwa i młodości wszystko jest pierwsze: smaki, doznania, przyjemności i przykrości.... Potem można zmieniać miejsce zamieszkania, ale kraj lat rodzinnych ma się jeden...
Elżbieta Świderska: Wychowywaliśmy się w ogrodach, widzieliśmy lepiej niż miastowi wszystkie cztery pory roku. Mieliśmy przestrzeń, graliśmy w podchody, jeździliśmy na rowerach kilometrami, pływaliśmy w Stefańskim. My w ogrodzie budowaliśmy szałasy, w których w gorące,letnie noce spaliśmy. Tak... Do tego zapachy trawy, siana, kwiatów. Wiedzieliśmy, jak rosną warzywa, kwitną drzewa owocowe - z którego drzewa będą pierwsze jabłka, szklanki, orzechy... To są nasze fundamenty. Korzenie, o których już wspomnieliście - podstawowa rzecz. Nasz dom wybudowany został w 1923 r., ale dziadkowie mieszkali w Rudzie już dużo wcześniej. Jestem, tak jak Mika, bardzo związana z Rudą i tam jest moja energia. Moi protoplaści przyjechali do Łodzi w 1901 z Rawsko Mazowieckiego. Pradziadek Konstanty w 1913 r. kupił od właściciela dóbr Rudy Gerlicza (rozparcelowany majątek) kawałek ziemi w "mateczniku" Rudy. Była to wtedy Gmina Brus. No i budowali. I most na Nerze i drogi, ulice, Kościół - obecnie pod wezwaniem Sw.Józefa. Tak to się zaczęło. No i po tej "starej walizce", po widoku Dziadka dźwigającego tomy z Bibliotek różnych, z miłością niezwykłą uprawiajacego ogród, szanujacego rodzinę i pryncypia... Błękitnymi, prawdziwimy oczami dziwił się każdemu złu. Dlatego kocham Rudę. A może też za to, że my, z KSRP czasem kłócimy się, bo nam na niej bardzo zależy? Że mimo upływu czasu wcale nie jest nam obojętna?
Katarzyna Bernacik: Moi dziadkowie osiedlili się w Rudzie tuż po wojnie. Wcześniej mieszkali i jedni i drudzy w okolicach Zelowa. A Ruda to po prostu moje najwspanialsze dzieciństwo!!! Tego się nie zapomina.
Mirosław Kijewski: Napiszę coś ku pokrzepieniu WASZYCH serc. Po powrocie młodych ludzi z SZEROKIEGO świata (wychowanych w Rudzie i na stałe tu zameldowanych) usłyszałem: "A JEDNAK TUTAJ JEST PRZEPIĘKNIE" Nie wiem, jak komu, ale mnie to dało odpowiedż, dlaczego stąd się na dłużej nie ruszam...
Piotr Zygmunt Kołakowski: Cała tajemnica tkwi w magicznych, zapamiętanych klimatach dzieciństwa i prawie zapomnianej Rudy, Polski, Europy, naszej Europy, Europy środkowo-wschodniej. Cywilizacja współczesnego świata, a zwłaszcza tzw. Zachodu, do którego jak ćma dążymy - ma imperialne zapędy, jest bezwzględna i nastawiona na szybki zysk, szybkie życie i w ogóle wszystko INSTANT! To, co teraz jest cool, to komercja, coca-cola, szpan, blichtr i lateks. Z resztą można by tę listę wydłużać w nieskończoność. A mnie i nam jest bliżej do Jańcia Wodnika niż do Matrixa. Tylko, że trudno uwierzyć w zwycięstwo Jańcia Wodnika niestety. A teraz proponuje się mentalność buldożera, i tyle w niej słowiańskiego romantyzmu co w walcu drogowym. Współczesny świat nie zna sentymentów, współczesny świat nie rozumie życia w skansenie, siedzenia na ławeczce i patrzenia przed siebie, na łąkę, łan żyta, las, czy na sąsiednią chałupę... Ten świat, póki co, jest blisko nas, na wyciągnięcie ręki. A myślę, że my - pokolenie sprzed epoki wyścigu szczurów jeszcze możemy zmusić się do zadumy i zapytać: Skąd jesteśmy i dokąd zmierzamy?
Andrzej Matusiak: Czy można sie wprosic do tak miłego Towarzystwa? Jam też z Rudy (północnej, nie tej własciwej :) ), ale to było "za Stalina". PóXniej mi dzielnicę nazwano Górna. Ale siostra Dziadka, Walentyna, mieszkała przy ul. Scaleniowej, w lesie. Na Stawy Stefańskiego chodzilem, i za Heniem też uganiałem. Sam Henio - "Lini Fontello" jak siebie nazywał - nie był taki głupi, na jakiego się kreował. Do szkół chodzilem na Rokiciu - IX TPD, SP nr 42 i IX LO - 10 lat w jednym budynku przy Przyszkolu, ostatni rok przy Wiosennej. Lecz do centrum Rudy, a nawet dalej jeździłem na odkrytym pomoście Herbranda z ... cmikiem w kieszeni :). Strzelalem także , ale już w Tuszyn Lesie na strzelnicy.
Sławomir Fraszka: Kochamy naszą Rudę - za lata młodzieńce spędzone tu, za dorastanie, za wolność, którą mieliśmy choć są i tacy którzy mówią, że jej wtedy nie było. I widzę po sobie, czym jestem starszy, tym bardziej wspominam tamte lata, choć wiele się zapomniało, a szkoda. Próbuję i staram przypomnieć sobie czego uczyli mnie dziadkowie. Podziwiam mojego dziadka, że ukrywał sztandar przez całą wojnę i za komuny, choć wiedział że grozi mu za to śmierć.