Klub Sympatyków Rudy Pabianickiej

.

rudzka czytelnia

Z cyklu: Życie w Rudzie - Co każdy w domu mieć powinien

wspomnienia Klubowiczów

Piotr Zygmunt Kołakowski: Mówiąc o przedmiotach użytkowych minionego okresu nie sposób nie wspomnieć o meblach. Bezsprzecznie najpopularniejszym meblem PRL była meblościanka. Wykonana zazwyczaj z płyty paździerzowej, politurowana "na wysoki połysk", królowała w większości salonów czy też jadalni. Stanowiła zarazem symbol elegancji i dostatku. Na przeszklonych półkach meblościanki umieszczano przedmioty cenne, a zarazem ozdobne - pamiątki turystyczne, często w ludowym stylu, dowody osiągnięć sportowych, wszelkie bibeloty, zdjęcia, a czasem i telewizor. Trzymano w niej też serwis i niezbędny dowód luksusu - kryształy. W jej dolnych półkach przechowywano zazwyczaj obrusy i ręczniki. Wiele osób pamięta zapewne scenę z "Czterdziestolatka", w której inżynier Karwowski pomylił mieszkania i w pierwszej chwili nie dostrzegł pomyłki. Pomysł ściągnięty z jakiegoś sowieckiego filmu, gdy pewien facet poleciał zamiast do Moskwy, gdzie mieszkał, pomylił samoloty i znalazł się na takim samym osiedlu w Leningradzie - nie pamiętam tytułu...

Innym popularnym sprzętem, bardzo często stanowiącym prezent ślubny, był młynek do kawy - urządzenie dziś już używane bardzo rzadko. Swoistym szacunkiem cieszyły się też lodówki (np. marki Mińsk). Ustawiano je często (zwłaszcza na wsi) nie w kuchni, lecz w salonie czy reprezentacyjnym pokoju, na nich trzymano bibeloty.

Sprzętem, który otaczano niemal kultem był telewizor. Początkowo miało go bardzo niewiele osób. Traktowany był nie tylko jako sprzęt użytkowy, ale i dekoracyjny - często przykrywano go koronkową serwetką, stawiano na nim kwiaty lub typową dla PRL paprotkę. Gdy telewizory były rzadkością, funkcjonował zwyczaj towarzyski wspólnego oglądania programów, np. "Kobry" lub sportu. Często sąsiedzi i znajomi zapraszali się "na telewizję". Specyficznym przedmiotem z czasów, gdy dopiero pojawiały się kolorowe odbiorniki, były nakładki na czarno-biały ekran, u góry zabarwione na niebiesko, na dole na zielono lub żółto-pomarańczowo, które miały stwarzać złudzenie kolorowego obrazu.

Dla młodzieży, co najmniej równie ważny jak telewizor, był sprzęt grający - np. radio tranzystorowe Szarotka. Dzięki radiu można było na prywatkach łapać rozgłośnię Radio Luxemburg, z zachodnią muzyką taneczną. Popularne były też adaptery, np. Bambino. Schyłek PRL to z kolei czas radiomagnetofonów Grundig, dzięki którym można było nagrać na kasetę muzykę z radia. Wszystkie te sprzęty (podobnie jak meble) były oczywiście nie tylko drogie, ale też trudno dostępne. Często ustawiały się po nie kolejki społeczne, w których stały na zmianę całe rodziny. Ale i to bywało niewystarczające - nierzadko konieczne było uzyskanie talonów, przydziału "dla młodych małżeństw" (do 35 roku życia).

Danuta Ignasiak: Jak już o meblach i wyposażeniu mowa, to w moim domu w Łodzi stał okrągły (poprzednio prostokątny) stół, krzesła, kredens pokojowy, na którym stały kryształy. Szafa czterodrzwiowa, stolik z telewizorem. A tak zwaną politurę zrobił mój wujek, który pracował w fabryce mebli w Łodzi. Jeszcze był tapczan. A dużo później były meblościanki. Ja miałam "ALBENĘ" na wysoki połysk. A mieszkania rzeczywiście były takie same. Jestem starsza, to mam inne wspomnienia. Jeszcze była toaletka.

Jerzy Andrzej Ciemnoczułowski: To ja jestem z epoki radia lampowego PIONIER, a telewizor WISŁA mieli znajomi, do których się czasami chodziło oglądać to cudo techniki. Cały ceremoniał polegał na półgodzinnym czekaniu aż się telewizor "wygrzeje". A do oglądania była plansza z konikiem. Ekran wielkośći dużej pocztówki. Programy jak programy, ważne było że coś miga. Nawet różne plansze z napisem "przepraszamy za usterki" też stanowiły swego rodzaju atrakcję. Pamiętam taki program gdzie pokazywano diamenty czy też inne małe kamienia i podczas programu powstało manko, wszyscy szukali nawet kamerzysta, ktoś z telewidzów telefonicznie dopiero wytłumaczył gdzie ten kamyczek może być. Nasz pierwszy telewizor to była czeska Tesla Lotos, ładny mebelek, ale usterkowy. No i te autotransformatory do podciągania napięcia, niezbędny element w dobie stojących lamp naftowych, bo światło gasło nagminnie.

Piotr ZygmuntKołakowski: Moi Rodzice potrafili jechać do znajomych na Karolewską skuterem marki Peugeot, żeby zobaczyć KOBRĘ, czasami w deszcz. Był chyba rok 1961 albo 62, ja stałem pomiędzy kierownicą, a kierowcą i trzymałem się oburącz kierownicy. Żaden milicjant z tego powodu nas nie zatrzymał. Potem kupiliśmy telewizor Favorit (chyba niemiecki z Dederowa). Pamiętam, że ojciec miał długi śrubokręt, którym regulowało się tańczący obraz. Potem nawet ja byłem dopuszczany do tej czynności, czym wywoływałem podziw sąsiadów. Ale wtedy byłem dumny...

Danuta Ignasiak: My mieliśmy tylko radio. Wieczorami z rodzicami słuchaliśmy słuchowisk. Zawsze ja wysłuchałam do końca. Wszyscy spali, a ja gasiłam radio. Nawet tato kupił mi płytę "A śpij kochanie". Pierwszy telewizor miała moja ciocia na Świętojańskiej. Był to Belweder. I tak, u cioci oglądaliśmy "Wyścig Pokoju". Jaki my mieliśmy, już nazwy nie pamiętam. A mój pierwszy telewizor wystany przez całą noc to był ruski Rubin. Po przywiezieniu go do domu i graniu około 15 minut zaczął się palić. Dym i smród był nie do opisania.

Zbignie Okruszek: Pierwszy telewizor nabył ojciec w 1960 r. Pamiętam to doskonale, bo powodem była Olimpiada w Rzymie. Właściwie to było tak, że koledzy kupili go ojcu na imieniny i zapłacili pierwszą ratę. Resztę już musiał sam spłacić. Był kupiony bodajże w Samopomocy Chłopskiej na Rudzkiej. Nazywał sie chyba Szmaragd i miał blaszaną obudowę. Psuł się niestety co i rusz i wtedy dzwoniliśmy po speca na ul. Komunalną. Też miałem sklepany z drutu śrubokręcik do regulacji. Pamiętam, jak Dziadkom służyłem za lektora czytając im napisy u dołu ekranu. Lektor w TV pojawił sie dopiero później. Po kilkunastu latach telewizor został przerobiony na większy ekran. W sumie chodził ponad 20 lat. Era telewizji kolorowej w postaci oczywiście Rubina rozpoczęła się w 1984 roku. O dziwo był niepalny. Został potem przestrojony na PAL. Zastąpił go kilkanaście lat temu polski (ale na japońskich podzespołach) Elemis, który - odpukać - chodzi znakomicie do tej pory...

Piotr Czech: Mój pierwszy kontakt wzrokowy z programmem telewizyjnym to czasy chyba 2 może 3 klasy podstawówki, czyli jakieś pół wieku temu. Węgierskiego "Oriona" zdobyli (sic!) rodzice mojego przyjaciela z ławki szkolnej - Zbyszka Ledera. Chodziłem zatem obejrzeć Myszkę Miki aż na ul. Terenową. Telewizor był wieki... ekran - maleńki.

Nieco póżniej jakiś "telewizur" kupili sąsiedzi z naszej ulicy i tam się kilkakrotnie wpraszałem na oglądanie Zorro, czy Wyścigu Pokoju. Te moje wizyty "na przeciwku" nie za bardzo podobały się mojemu Tacie, bo tam gdzie chodziłem, raczej nie stroniono od gorzały i takich tam innych niezbyt bezpiecznych dla dziecka klimatów. No i kupił ... "Alladyna". To był zgrabny 19-calowy telewizorek w niedużej skrzynce. Pierwszy polski OTV z pilotem - ale na kablu. Można było regulować jaskrawość, kontrast i siłę głosu, nie wstając z fotela. Ten model, a konkretniej jego konstruktor był strasznie lżony przez naszego "rodzinnego lekarza od telewizora", inżyniera zresztą, przy każdej wizycie - niezbyt częstej na szczęście. Strasznie ciasno tam w środku było. Tak więc jakoś epokę "Black&White" przeżyłem zapatrzony w "lampę Alladyna", a koloru dorobiłem się chyba dopiero w początkach lat 90...

Mika Kobylińska: Najpierwszego telewizora nie pamiętam z nazwy, później mieliśmy kilka - Beryl, Topaz i kolorowy Rubin. W 80-tym roku dostaliśmy w prezencie ślubnym przenośny telewizorek Wella - działa do dzisiaj, a przeszedł swoje (jeździł z nami na wakacje pod namiot). Nie miałam Grundiga tylko radiomagnetofon Unitra, też działał lata całe. Przerobiłam też dwa magnetofony Kasprzak. A tak w ogóle, to te sprzęty jakieś odporne dawniej były. W 70-71 roku rodzice, i teściowie też, kupili lodówki Lehel (produkt węgierski). Obie działają do dzisiaj, choć ich obecni użytkownicy ostatnio narzekają że troszkę słabo już chłodzą. A u mojej Babci była spiżarnia i nawet w największe upały masełko było świeże i twarde:)))))) i nawet prądu do tego nie było trzeba:))