wspomnienia Klubowiczów
Jerzy Andrzej Ciemnoczułowski: Rano przyszło olśnienie, jak mogłem o tym zapomnieć... Fakt dawno nie jadłem, oj dawno... Pamiętacie co to zalewajka i jaki był jej smak? Dziś już chyba nikt tego nie gotuje...
Piotr Czech: Też u mnie bywała i nadal czasem bywa na stole. To chyba jedyna zupa, którą umiem robić :))) Najlepszą jednak gotowała moja śp. Mama. Barszcz kupowało się u Polci Bechcińskiej, albo u Szota na Odrzańskiej. Za złotówkę była buteleczka od śmietany (0,25 l.). Najlepszy był nie taki biały, z samej mąki, ale taki z otrąbkami... W czasach bardziej nowożytnich, gdy tych budek już nie było, barszcz robiła sąsiadka a w końcu i sama Mama. Żytną mąkę z otrąbkami można było dostać na Górniaku a do kiszenia mieliśmy specjalny, kamionkowy garnek.
A skoro już o zalewajkach, żurach i barszczach mowa: kto z Was zna smak barszczu na mięsię z zająca? Mówię Wam - Rewelacja! A z ziemniaków pozostałych z wczorajszego obiadu gotowało się kluski "kopytka". Do gniecenia kartofli nasze mamy miały specjalną, ręczną prasę wyciskającą taki drobniutki, kartoflany makaron. dodawało się mąkę, jajko, wygniatało na stolnicy i formowało wałki, krojone następnie ukośnie na rzeczone kopytka. W moim domu podawano je z reguły z sosem z żeberek i gotowaną, kiszoną lub słodką kapustą.
Zbigniew Okruszek: Takiej zalewajki, jaką jadałem u mojej Babci na wsi, nie jadłem już nigdy. Zabielana pyszną śmietaną, omaszczona, ze skwarkami obficie pływającymi po powierzchni. Jadałem tam również wodziankę, czyli zupę, której głównym składnikiem była właśnie woda z omastą, ziemniakami (lub chlebem)i zielonymi przyprawami. No, nie była to rewelacja... Do ziemniaków ze skwarkami i zsiadłym mlekiem był czasami dodatek w postaci młodej lebiody a'la szpinak, czyli coś dla mnie niejadalnego... A czy wiecie co to jest parzybroda, plince, letkie, kluski żelazne, leberka, faryna? U mnie w domu kluskami żelaznymi nazywano kluski robione z surowych tartych ziemniaków. Letkie - podroby, płucka, leberka - z niemieckiego leberwurst ,czyli pasztetowa,wątrobianka. :))))). Wszystkie te nazwy o które pytam, związane z produktami spożywczymi i daniami, funkcjonowały u mnie w domu. Zapamietałem je z czasów dzieciństwa ...
Mika Kobylińska: Parzybroda to zupa ze słodkiej kapusty z ziemniakami w kostkę i ze skwareczkami. Plince to chyba placki ziemniaczane, a faryna to cukier takiego gorszego gatunku, taki bardzo miałki, nie rafinowany. A kluski żelazne to, kluski z surowych ziemniaków. Te ziemniaki się ściera, później się odciska sok i jak sok się ustoi to wodę się zlewa i do ziemniaków dodaje się to co zostało :))
Ryszard Łągiewczyk: Pierwsze w życiu, 3 banany zjadłem na wycieczce w Góry Świętokrzyskie w 1962 r. Jedyna wtedy radość. Zaczęło lać już za Piotrkowem, przestało na 2 godziny przed powrotem. Ryby złowione prze tatę i przeze mnie pieczone na patykach na ognisku ok. 54 roku. Niebo w gębie. Okoń, płoć, (węgorz i szczupak nie moje). Potem zwabiona sposobem gęś koło Sieradza na biwaku. Po warzywa na rosół z niej płynęliśmy na teren upraw więzienia sieradzkiego, nocą, wpław przez rzekę. Rodzj warzyw poznawaliśmy, gdy omiatały nas światła reflektorów. Potem ten rosół w ukradzionym przez dziewczyny 20 litrowym garze pod jabcoka. W nocy, nażarci, obudziliśmy się w wodzie. Lało strasznie. Porwaliśmy co kto mógł, namioty zostały, a my biegiem za wał ponad 500m, bo poziom wody rósł jak diabli. Prawie smak niedźwiedziego mięsa Hemingwaja.
Andrzej Matusiak: Prażuchy zwane tez prażokami, oczywiscie z chrupiącymi skwareczkami i kapuśniakiem, powinny być, jeżeli nie rudzkim, to na pewno łódzkim daniem z certytfikatem Produktu Uninego Regionalnego. Tak jak Kaliskie Andruty. I powinniście o taki Certyfikat występować. Trzeba je dobrze "wyrobic", podobnie jak ciasto drożdżowe.
Sławomir Fraszka: Prażoki z gęstym kapuśniakiem, ugotowanym na świńskich ogonach są super. Mnie się niektórzy dziwią, że lubię szpinak, a także móżdżek i zupę szczawiową oraz inne takie wynalazki. A ja nie wiem czemu, bo dla mnie to jest super...
Jerzy Andrzej Ciemnoczułowski:Szpinak - to ja miałem przedwczoraj, a wczoraj eksperymentowałem z zalewajką. Chyba już wiem w czym tkwi tajemnica. Ze smaków zapamietanych dzieciństwa, dla mnie jest charakterystyczny jest kompot z rabarbaru, bardzo popularny w tamtych czasach. I jeszcze jego odmiana czyli ciasto drożdżowe z rabarbarem, albo coś podobnego. Wtedy nie było tych papierkowych erzacy i Mama czasami robiła kisiel żurawinowy, to dopiero miało smak. I coś do śmiechu - pierwsza prywatka z winem - p e p s y n o w y m.
Andrzej Matusiak: Tak, zdecydowanie lubiłem kompot rabarbarowy. Za szpinakiem przepadam do dziś. Oczywiście z jajkiem "sadzonym", mogą być od kurki z ogródka przydomowego - najważniejsze, by kura była zdrowo karmiona i miala tzw. wybieg - trawka + piaseczek. Co do rabarbaru, to ma on i inne zalety. Skutecznie likwiduje brunatny nalot z rąk - po obieraniu, eeee skrobaniu mlodych ziemniaczków. Potem tylko skwareczki i koperek młodziutki, oczywiście. Na zakończenie obiadku albo w trakcie - oczywiście maślanka z pływajacymi odrobinami masełka.