Klub Sympatyków Rudy Pabianickiej

.

rudzka czytelnia

Faktów kilka z żywota człowieka poczciwego, część I

wspomnienia Jana Próchnickiego

Nazywam się Jan Próchnicki. Urodziłem się 21 grudnia 1920 roku w osadzie o nazwie Ruda Pabianicka, należącej administracyjnie do gminy Brus. Miastem została Ruda dopiero w 1923 lub 1924 roku, a magistrat mieścił się w domu, w którym mieszkałem. Zajmował jeden pokój, w drugim mieszkał burmistrz, pan Bogusławski. Do pomocy miał sekretarza.

Żeby zapobiec ewentualnym nieporozumieniom z nazwiskiem, wyjaśniam, że jako jedyny w rodzinie piszę się Próchnicki, przez zamknięte "ó" a pozostała rodzina przez "u" otwarte.

Ojcem moim był Antoni Pruchnicki ur. 13 stycznia 1892 r. w Lubaniu koło Nieszawy, a mamą Marta Nowakowska ur. 26 lipca 1894 r. w Łodzi. Dziadkowie ze strony ojca pochodzili z Kujaw, a ze strony mamy z Sieradzkiego. Byli to: Piotr Pruchnicki i Karolina Lewandowska oraz Józef Nowakowski i Zofia Maciejewska. Ojciec pracował na tramwajach dojazdowych - ŁWEKD - Łódzkie Wąskotorowe Elektryczne Koleje Dojazdowe jako kontroler, a mama prowadziła dom. Mieszkaliśmy przy ul. Staszyca w dwupiętrowej, narożnej kamienicy pod nr 94. Druga ulica nazywała się wtedy Rynkowa.

Kamienica należała do pana Posta, rolnika z Chocianowic. Była częściowo skanalizowana - zlewy w domu - na podwórzu szambo, porządne piwnice. Lokatorów było piętnastu. Na parterze Bednarski, apteka, sklep spożywczy Powszechnej Spółdzielni Spożywców w Łodzi, rzeźnik. Na I piętrze dozorca Piechura, Marciniak, Gardiejew, Magistrat i aptekarz. Na II piętrze Krawiec Famulski, Czerwiński, Ressel, Pruchnicki, Wyrwa. Na III piętrze strych. Schody były kamienne do II piętra, na strych drewniane.

Na wysokości okien rzeźnika był mały ogrodzony ogródek, a przed nim w prawym rogu stara, dorodna akacja. W ciągu, piętrowe, drewniane komórki i ustępy, śmietnik, warsztat rzeźnika i jego dwie komórki, pralnia, mieszkanie pana Miklasa i duża szopa na węgiel i drzewo należąca do sklepu spożywczego. Przy wejściu do korytarza studnia z bardzo dobrą wodą.

Kto zamieszkiwał lokale w tym domu? Na parterze od lewej mieszkał pan Bednarski z żoną i córką Hanią, potem były pomieszczenia apteki i sklep spożywczy Powszechnej Spółdzielni Spożywców. Całą prawą stronę korytarza zajmował rzeźnik. Było ich kolejno dwóch. Pierwszy pan Zablik albo Zawlik. Było to starsze małżeństwo wychowujące dziewczynę o imieniu Irma. Wkrótce sprzedali ten interes i wyprowadzili się na Chachułę (ul. Reymonta) pod samo lotnisko. Lataliśmy tam często w odwiedziny. Drugim rzeźnikiem był pan Cichecki. Człowiek nieciekawy - gbur. W sklepie sprzedawała jego żona i jej matka, pani Siwecka. Po kilku latach wyprowadzili się, a lokal objął pan Jankiewicz. Był wdowcem, mieszkał z dorosłą córką.*** Był też inwalidą wojennym i jako taki miał koncesję na handel alkoholem. Założył "Handel Win i Wódek" ale sprzedawał również piwo. Pan Jankiewicz kupił od spadkobierców pana Posta pół domu, drugą połową zarządzał pan Kańczucki, jeden ze spadkobierców. W tym czasie z warsztatu rzeźnika zrobiono pralnię.

*** Sprostowanie Piotra Czecha, wnuka pana Jankiewicza

Mój Dziadek nie był wdowcem - mieszkał z żoną - Stanisławą z Jóźwiaków, córką Zenoną (później moją Mamą) i synem Kazimierzem (który zaginął podczas wojny - prawdopodobnie zamordowany przez Niemców w więzieniu w Krakowie). Kiedy Dziadkowie wprowadzili się do kamienicy zajęli lokale po rzeźniku. Mama opowiadała, że te pomieszczenia były strasznie zaniedbane, brudne i zarobaczywione. W komórce były bite świnie - smród i straszne ilości pcheł. Mama miała z Babcią okropnie dużo roboty, żeby zrobić tam porządek i jakieś znośne warunki higieniczne. Moi Dziakowie kupili w lutym 1938 r. 1/4 całej (niepodzielnej) nieruchomości od jednego ze spadkobierców - p. Teodora Rożniakowskiego za sumę 7.200 zł. (co było wówczas sumą bardzo poważną). Pozostałe 3/4 należały do: Jana Posta (1/2) i do Agaty Woźniak (1/4). Panowie Jerzy, Tadeusz i Andrzej Kańczuccy byli powojennymi spadkobiercami Postów i Woźniaków, ale nigdy nie mieszkali w tej kamienicy.***

Na I piętrze, od lewej mieszkał pan Piechura - dozorca - z żoną, pan Marciniak z żoną, córką Ireną i synem Tadeuszem, pan Gardiejew z mamą, pan Bogusławski, burmistrz, z żoną i synem, obok było jego biuro. Pozostałe cztery pomieszczenia zajmował pan Jarzębowski, aptekarz. Miał syna Janka i córkę Marylę. Był wdowcem, dom prowadziła mu gospodyni pani Waszczyńska z pomocą służącej. Janek, niespokojny duch, po ukończeniu gimnazjum poszedł do "Szkoły Orląt" w Dęblinie i został oficerem lotnictwa. Ramy wojska były jednak dla niego za ciasne więc zwolnił się i został instruktorem w LOPP. Szkolił nawet przez jakiś czas na naszym lotnisku na Lublinku. Był pilotem doskonałym. Zginął śmiercią lotnika podczas przelotu z Łucka do Warszawy. Nie on zresztą ten samolot pilotował. Został pochowany na Starym Cmentarzu przy ul. Ogrodowej w Łodzi. Byłem na pogrzebie. Koledzy, piloci, zrzucili mu z samolotu na trumnę wiązankę kwiatów. Córka Maryla po ukończeniu szkoły i uzyskaniu pełnoletniości wyszła za mąż za Francuza Pana Yilfarda i wyjechała do Francji. Krótko przed wojną była w Łodzi i odwiedziła nas. Pan Jarzębowski ożenił się z panią magister farmacji, która pracowała u niego w aptece. Mieli córkę Basie.

Kiedy magistrat wyprowadził się do wybudowanego dla siebie budynku, przy ul. Piłsudskiego, do lokalu wprowadził się pan Kijewski z żoną i dwoma córkami. Pan Kijewski był krawcem męskim. Kiedy wyprowadził się pan Jarzębowski do swojego budynku przy tej samej ulicy, jeden pokój przejął właśnie pan Kijewski i urządził w nim pracownię krawiecką a pozostałe trzy zajęli państwo Lesz. Prowadzili w sąsiednim domu pana Waszkowskiego sklep z farbami. Kiedy pan Gardiejew ożenił się i wyprowadził do Karnyszewic, mieszkanie przejęli kolejno pan Szkoła i pan Nawrocki. Obaj tramwajarze.

Na II piętrze mieszkał pan Krawiec z żoną, dwoma synami i wychowanicą Zosią. Po panu Famulskim, który wyprowadził się do swojego domku na Marysinie, zamieszkał pan Pietrzak z żoną i wychowanicą Danką. Po Czerwińskich był Pan Markiewicz z żoną, po Resslu pan Cepich z żoną. On był szoferem u jakiegoś fabrykanta w Łodzi, a ona prowadziła pracownię krawiecką dla pań. Kiedy i oni wyprowadzili się do swojego domku, wprowadził się pan Chojnacki z żoną i dwiema córkami - Aliną i Zdzisią.

Kim byli i gdzie pracowali? Pan Bednarski był furmanem u fabrykanta Maistra na Rokiciu a jego żona pracowała tam na tkalni. Maister parę lat przed wojną zlikwidował swój zakład, wszedł w spółkę i otworzyli nowy zakład pod nazwą: Pierwsza Rudzka Wykonczalnia Jedwabiu "Pierwsza". Pan Jarzębowski - aptekarz - po przeniesieniu apteki, lokal zajęli Państwo Nowalińscy i otworzyli małą cukierenkę, w której latem można było skonsumować dobre lody. Sklepowi, rzeźnicy, handel wódką wiadomo. Pan Piechura był dozorcą, pan Marciniak pracował jako konduktor na tramwajach, pan Gardiejew był ślusarzem w remizie w Chocianowicach, Szkoła i Nawrocki byli konduktorami tramwajowymi. Pan Bogusławski był burmistrzem, a pan Kijewski krawcem. Pan Jan Krawiec był robotnikiem, pan Famulski urzędnikiem, a pan Pietrzak ślusarzem w remizie w Chocianowicach. Tam też pracowali panowie Czerwiński i Markiewicz. Pierwszy był stolarzem, drugi ślusarzem. Ressel pracował w zakładach włókienniczych w Łodzi, a jego żona sprzedawała materiały w jednym z pokoi. Pan Cepich był szoferem, a jego żona krawcową damską. Pan Chojnacki był kontrolerem na tramwajach, tak jak mój ojciec - Antoni Pruchnicki. Pani Wyrwa była robotnicą.

Sklepowych było trzech. Pierwszy pan Weterle, który wyprowadził się do swojego domu i tam prowadził sklep spożywczy. Drugim był pan Feliks Bonczyk. Jego żona była najmłodszą siostrą mojej mamy i nazywała się Eufemia - dla rodziny Fema. Wyprowadzili się do Zgierza, gdzie prowadzili sklepik warzywny. Trzecim był pan Szymankiewicz. Prowadził ten sklep razem z żoną aż do wojny. Pamiętam go szczególnie bo należał razem z bratem do TSG Sokół. W święta państwowe paradowali w zielonych mundurach i amarantowych koszulach, w czapkach z sokolim piórem.