Klub Sympatyków Rudy Pabianickiej

.

rudzka czytelnia

PRZYSPOSOBIENIE WOJSKOWE LOTNICZE

Z książki "Franciszek Żwirko" Henryka Żwirko (syna)

F. Żwirko i S. Wigura

Na początku zimy Żwirko wyjechał do Zakopanego na kurs narciarski. Przed nowym sezonem należało nabrać sił. Wycieczki, narty, śnieg - te nieodłączne atrybuty pięknej, zakopiańskiej zimy pozwalały na dojście do znakomitej formy fizycznej. Żona pozostała w Warszawie. Pisał do niej często listy. W jednym z nich donosił: "Dziś od 9-tej rano do 4-tej po południu byliśmy w trójkę na wycieczce na wysoki szczyt Kasprowy. Stamtąd zjazd był klasa. Wywaliłem się razy sztuk 20. Przemokłem i zmachałem się ostro. Po obiedzie odpoczywałem godzinkę, a teraz idę wrzucić kartkę do mojej kochanieńkiej. Wczoraj wyjechał Płachta. Zostaje nas coraz mniej. Jutro też wybieramy się na długą wycieczkę. Śniegu dużo, ale słońca mało. Frygać tu dają fein. Ja nie zjadam dotychczas wszystkiego. W Zakopanem są zabawy karnawałowe, ale ja po takim zmachaniu w ogóle myśleć o nich nie chcę. Spotkałem wczoraj trochę znajomych. Tymczasem ściskam mocno i całuję. Twój R."

Po powrocie z Zakopanego czekały Żwirkę nowe obowiązki. Zakomunikowano mu o nich w Departamencie Aeronautyki. - W tym roku zamierzamy nieco zreformować system szkolenia w aeroklubach. - informował Żwirkę członek Komisji Lotnictwa Sportowego z ramienia MSWojsk., kpt. Pil. Stanisław Skarżyński. Dotychczas brak było jednolitego systemu, a co za tym idzie - jednolitego poziomu w szkoleniu. W lecie organizujemy większy ośrodek szkoleniowy w ramach Przysposobienia Wojskowego. Będzie to obóz lotniczy i pan wyznaczony został jego komendantem. Dostanie pan do dyspozycji kilku instruktorów, kilka samolotów, personel techniczny i pięćdziesięciu młodych ludzi, których trzeba nauczyć latać. Obóz będzie w Łodzi, na lotnisku Lublinek. Tutaj ma pan szczegółowy program. Proszę zapoznać się i opracować plan, potrzeby itd. Pan ma zresztą w tym zakresie większe doświadczenie. Latania uczy pan już od szeregu lat.

Nowe zadania, trudne i ambitne, stanęły więc przed Żwirką. Poleciał do Łodzi zapoznać się z miejscowymi warunkami, lotniskiem, zapleczem. Nie było to obiecujące. Lotnisko Lublinek dość małe, bo zaledwie 250 na 150 m, nierówne, pełne płytkich zagłębień po zasypanych dołach. Hangar spory, mogący pomieścić pięć - sześć samolotów, zabudowania dla kadry instruktorskiej, komendy i mechaników. Uczniów trzeba będzie zakwaterować w namiotach - myślał. - Przydałby się również jeden brezentowy hangar.

Z portu lotniczego postanowił zatelefonować do miejscwego LOPP. Spojrzał do notesu – telefon 203-11, ul. Piotrkowska 67. Umówił się z kilkoma działaczami lotniczymi. W lokalu LOPP omówili sposoby przyjścia z pomocą organizacji obozu PW Lotniczego.

Łódzki Klub Lotniczy, założony rok wcześniej, nie posiadał wówczas ani jednego wyszkolonego pilota. Organizacja obozu na lotnisku w Lublinku stwarzała szanse wyszkolenia własnych pilotów. Pomysł umiejscowienia obozu w Łodzi wyszedł właśnie z tego grona działaczy, którzy poprzez uzyskanie poparcia Skarżyńskiego, związanego z ziemią łódzką, wiele obiecywali sobie po realizacji tego pomysłu.

Organizacja obozu zajęła sporo czasu. W połowie maja przygotowania dobiegły końca. Zebrna została już kadra instruktorska, ktra składała się z trzech osób: Mazurka, Wolniczaka i Zołotowa. Szefem mechaników został Feliks Misiołek, a aerokluby zgłosiły już kandydatów na przyszłych pilotów.

Sporo kłopotu sprawiał sprzęt latający – dyhawiczne hanrioty z rotacyjnymi silnikami Rhon. Mechanicy dokładali wiele wysiłku, aby samoloty były stale gotowe do lotu. Na szczęście Żwirko, sobie tylko znanymi sposobami, zorganizował całą masę części zamiennych.

Na dwóch kursach miało być przeszkolonych 54 pilotów. Pierwszy turnus rozpoczął się 20 maja 1930 r. Trzy samoloty stanęły na starcie. Zołotow zebrał swoją grupkę i omawiał zadania:
- Czorta diabła, na razie będę woził. Potem będziemy latać razem, a następnie już wy sami. Tylko uważać, nie rozbić maszyny, bo drugiej możemy nie dostać i z całego latania nic nie wyjdzie, czorta diabła...

Samoloty ulegały jednak awariom, na szczęsci drobnym, usuwanym szybko przez ofiarny zespół mechaników.

- Paweł, jak twoje orły latają? - Żwirko zapytał wieczorem, przy kolacji.
- Latać, to oni jeszcze nie latają, czorta diabła. Woże ich po niebie - mówił Zołotow. - Ale rwą się do latania i chyba będą z nich jeszcze ludzie, jak nauczą się trzymać powietrza...

Już po kilku dniach Łódzki Obóz Przysposobienia Wojskowego Lotniczego pracował na normalnych obrotach. Machina lotniczego szkolenia dotarła się. Żwirko mógł teraz częściej wylatywać do Warszawy. Żbliżał się okres startu w Challenge'u, a przede wszystkim czekała na niego żona. W jesieni spodziewała się dziecka. Wyniki szkolenia na obozie pod komendą Żwirki przeszły oczekiwania - z 54 kandydatów na pilotów rozpoczynających loty, kurs w przewidzianym czasie ukończyło 42, odpadło tylko 4, a jeden z kursantów opuścił obóz. Siedmiu uczniom zalecono jeszcze dalsze szkolenie w macierzystych aeroklubach.

Na jednym obozie wylatano prawie połowę tego, co w dziesięciu istniejących wówczas w Polsce aeroklubach. Wykonano w czasie dwóch turnusóww sumie ponad 12 000 lotów. Kurs ukończono bez poważniejszego wypadku. Szczególny powód do zadowolenia mieli Łodzianie - z grupy 10 uczniów, którzy rozpoczeli szkolenie, aż 9 otrzymało uprawnienia pilotów. Byli to pierwszi wyszkoleni w Łodzi piloci.

Fotografia udostępniona przez Zbigniewa Okruszka