Klub Sympatyków Rudy Pabianickiej

.

rudzka czytelnia

Działalność Magistratu miasta Ruda Pabianicka

tekst Zbyszka Frontczaka

Zapoznałem się z czasami kiedy wiceburmistrzem Rudy był dziadek naszej Klubowiczki Elżbiety Świderskiej. Miał wtedy 47 lat, a burmistrzem był stosunkowo młody Adam Łatkowski, lat 33, z wykształceniem średnim (technik budowlany) z PPS. Wybory odbyły się w lipcu 1929 roku przy bardzo małej frekwencji. Oddano 371 głosów przy 3742 osobach uprawnionych do głosowania. Panowała wtedy duża apatia, był kryzys tak jak dzisiaj i duże bezrobocie. Stefan Świderski objął stanowisko w połowie października 1929 roku. Nie miał łatwego życia. Magistrat był bardzo zadłużony. Poprzedni burmistrz (dr S. Bogusławski - lokator kamienicy przy ul. Staszica 94) dokonał niefortunnego zakupu działki o powierzchni 15 ha od Weigta i Machera. Chciał zrobić dobry interes na sprzedaży placów, ale trafił na okres zastoju. Zakup budynku magistratu też był nieudany, ze względu na zamieszkujących w nim lokatorów. Trzeba było ich eksmitować. Trwało to cały rok. Skończono budowę szkoły przy ul. Zagłoby i znowu były potrzebne niemałe pieniądze na wyposażenie. W ich poszukiwaniu Magistrat wprowadził różne dziwne opłaty, nawet od kąpieli w Stawach Stefańskiego. Potem musiał się z nich wycofywać. Kasa świeciła pustkami, nie było nawet 150 zł na leczenie konia w lecznicy na Kopernika. A jakże, Magistrat miał własny transport - dwa konie i dwa wozy, w tym jeden ciężarowy.

Nieszczęścia chodzą parami. Na początku kadencji zmarł architekt miasta Ruda Pabianicka inż. Przecławski. Śmierć architekta następiła w czasie pracy. Magistrat, mimo pustej kasy, wypłacił rodzinie zmarłego odszkodowanie, przyjmując od niej przyrzeczenie, że nie będą zgłaszane dalsze roszczenia. Nowy burmistrz był, w poprzedniej kadencji, ławnikiem i reprezentował radykalną część PPS tzw. frakcję rewolucyjną. Był człowiekiem bardzo energicznym, podejmującego często nieprzemyślane decyzje. M.in. zamówił monografię Rudy Pabianickiej w piśmie "Przedświt", lecz gdy trzeba było zapłacić zaliczkę, wycofał się. Szukając pieniędzy wystąpił do Zarządu Elektrycznych Kolejek Dojazdowych z żądaniem wprowadzenia opłat od biletów. Starosta i jego urzędnicy próbowali mu to wyperswadować, ale na próżno. Burmistrz zwołał spotkanie sąsiednich gmin i miast, by wspólnie wystąpić z takim żądaniem. Prawie od nikogo z zebranych nie dostał poparcia. Wszyscy milczeli.

Łatkowski ostro krytykował zarząd EKD. Według niego, w tramwajach panował brud, było niebezpiecznie, obsługa była arogancka i niegrzeczna w stosunku do obywateli. Dlatego należało wymusić na Zarządzie E.K.D. działanie zmieniające ten stan rzeczy, a jedyna drogą, według Burmistrza, był własny transport autobusowy. Zebrani rozeszli się nie podejmując żadnych decyzji. Pan Łatkowski próbował działać. Nawiązał kontakt z amerykańską firmą Mack, w której chciał nabyć autobusy i uzyskać kredyt dolarowy. Pośrednik wezwał Magistrat do zapłacenia zaliczki na poczet przyszłej prowizji od uzyskanego kredytu. W rezultacie skończyły się marzenia o własnym transporcie. Przy okazji Burmistrz stracił prawo do bezpłatnych przejazdów tramwajami. Wyjaśniło się dlaczego inni milczeli. Co za czasy, burmistrz jeździł tramwajem...

Burmistrz Stefan Bogusławski miał kolejno dwóch zastępców: Michała Chojnackiego oraz Józefa Dziamarskiego. Ten pierwszy miał problem z rozliczeniem składek na dobrowolny Fundusz im. Marszałka J. Piłsudskiego i został odwołany w połowie 1928 r. Do spraw finansowych jeszcze wrócę. Wybory, jak już pisałem, odbyły się w lipcu 1929 r. Zgłoszone były tylko dwie listy:

1. Ugrupowanie samorządowe do współpracy z Rządem
2. PPS.

Ugrupowania te zdobyły odpowiednio 11 i 3 mandaty. W wybranej Radzie Miejskiej zasiadało pięciu przedstawicieli PPS, 3 z NPR lewica i trzech bezpartyjnych w tym S. Bogusławski. Zasiadający w poprzedniej Radzie Antoni Okruszek tym razem nie został wybrany. Stracił też mandat Stefan Świderski, ale to już taktyka wyborcza. W nowej Radzie nie zasiadł nikt wyznania ewangelickiego i tylko jedna osoba wyznania mojżeszowego. Niemcy ostentacyjnie unikali udziału w samorządzie. Wśród radnych przeważało wykształcenie elementarne czyli podstawowe niepełne (4 klasy ). Na początku sierpnia Rada miejska wybrała burmistrza i trzech ławników. Wiceburmistrz został wybrany w październiku, a funkcję czwartego ławnika będzie pełnić, mimo sprzeciwu Burmistrza, Maria Czajkowska, radna poprzedniej kadencji do spraw oświatowych. Pani Maria nie złożyła swego mandatu. Można się domyślać, że był to wybieg taktyczny S. Bogusławskiego, który w ten sposób chciał mieć wpływ na bliskie mu sprawy szkolnictwa. Świadczy o tym przekazanie przez S. Bogusławskiego, na ręce nowego Burmistrza, kwoty 5000 zł z przeznaczeniem na rudzkie szkoły. Jest to kwota znaczna - wartość dwóch, trzech parceli.

Dr Stefan Bogusławski to bardzo ciekawa choć zapomniana postać. Był lekarzem ginekologiem, kolegą Marszałka, działaczem PPS za czasów carskich. Zesłany na Syberię, uciekł z niej przez Japonię. Był cenionym lekarzem. Posiadał również talenty literackie. Można mieć jednak duże zastrzeżenia do niego jako Burmistrza, ponieważ bardzo zadłużył Magistrat niefortunnymi zakupami.

S. Bogusławski w 1927 roku kupił murowany jednopiętrowy, nieotynkowany, w wykończeniu zwykłym, budynek przy ulicy Piotrkowskiej 7, z przeznaczeniem na magistrat. Na posesji o powierzchni 1300 m kw. oprócz wzmiankowanej kamienicy z 1926 roku stał jeszcze murowany budynek gospodarczy, cztery sławojki i drewniane komórki. Poprzedni właściciel zdążył, jeszcze przed wprowadzeniem się magistrackich urzędników, wynająć lokal mieszkalny niejakiemu Władysławowi Katarzyńskiemu, a budynek gospodarczy, późniejszy areszt miejski, niejakiemu p. Kłysowi, oczywiście za odstępne. Burmistrz dążył do polubownego załatwienia sprawy proponując obu panom odpowiednie odszkodowanie. Ci jednak propozycję odrzucili. Magistrat występił do sądu grodzkiego w Łodzi o zasądzenie eksmisji. Zaczęły się sprawy. Panów Kłysa i Katarzyńskiego wspierał szanowany obywatel miasta Ruda Pabianicka, Edward Klisz, chyba niechętny Magistratowi. Utrzymywał obu panów w przekonaniu, że mają rację i pisał w ich imieniu pisma procesowe. Sprawy przeszły przez wszystkie możliwe instancję. W końcu Magistrat uzyskał wyroki skazujące obu mężczyzn na eksmisję i skierował sprawę do komornika. Koszty procesu były niemałe. Pierwszy zreflektował się pan Katarzyński. Szybko się wyprowadził i otrzymał jeszcze parę złotych od S. Bogusławskiego. Natomiast drugi pozwany nie zamierzał tak szybko się poddać. Pieprzyku w całej sprawie dodaje fakt, że pan Kłysa nie płacił należnego komornego oraz to, że połowę zajmowanego lokalu wynajmował Robotniczemu Towarzystwu Przyjaciół Dzieci za kwotę 200 zł miesięcznie. Pan Kłys zmiękł, gdy komornik wyznaczył termin eksmisji. Kłys napisał rozpaczliwy list do nowego Burmistrza: " Jestem bezrobotny, na utrzymaniu mam żonę i chorego na gruźlicę synka. Sądziłem się z Magistratem, bo tak mi doradzał niejaki Klisz. Proszę Wielmożnego Pana Burmistrza o 1700 zł. Kwota ta pozwoli mi na wynajęcie innego lokalu. W przeciwnym razie komornik wyniesie trzy trupy. Jemu walczącemu za ojczyznę w oddziałach śmierci jest obojętne, ale niech Szanowny Burmistrz zlituje się nad synkiem i żoną. Komu oni zawinili." Nowy Burmistrz darował tylko zaległe komorne i koszty procesu. Budynek Magistratu był wolny.