Wspomnienie zostało wydane w Tomie VII(2009) ROCZNIKÓW ŁOWICKICH, wyd. Łowickie Towarzystwo Przyjaciół Nauk, Łowicz 2010. Poniższa praca została wzbogacona nawiązaniem do związków rodziny autora z Rudą. (część 1)
NAUCZYCIEL I ŻOŁNIERZ
Bronisław Sałuda, mój dziadek - ojciec mamy, urodził się 23 czerwca 1906 roku w Mystkowicach, w gminie Dąbkowice, powiat Łowicz - w rodzinie księżackiej. W roku 1928 ukończył Seminarium Nauczycielskie w Łowiczu i do marca 1939 roku był nauczycielem, kolejno w kilku podłowickich szkołach powszechnych - tych maleńkich, wiejskich szkółek, często z kilkunastoma wychowankami.
16 października 1928 roku rozpoczął przygodę z wojskiem wstępując do Szkoły Podchorążych Piechoty Nr 2. w Grudziądzu a następnie w Tomaszowie Lubelskim. 20 maja 1929 roku jako plutonowy podchorąży został przeniesiony do 10 Pułku Piechoty (do 8 kompanii) stacjonującego w Łowiczu i 20 września tegoż roku został przeniesiony do rezerwy.
Od września 1928 roku rozpoczął nauczanie w wiejskich szkołach gminy Kiernozia. W tym okresie mieszkał we wsi Sokołów i uczył w pobliskiej szkole. Pamiątki z tego okresu zachowaliśmy w naszej rodzinie i przekazujemy sobie z pokolenia na pokolenie. Wśród nich znajdują się fotografie dziadka, babci i mojej mamy z gromadkami uczniów. Od września 1933 roku uczył w szkole powszechnej w Złakowie Kościelnym i Złakowie Borowym, w gminie Bąków (obecnie gmina Zduny). Ostatnia szkoła w której był wychowawcą młodego pokolenia Księżaków to szkoła powszechna w Maurzycach, o której już nikt z jej wychowanków nie pamięta - a szkoda...
Do cennych archiwaliów zaliczam książeczkę wojskową dziadka z wpisami meldunkowymi z tego okresu. Lata pracy pedagogicznej nie przeszkodziły Bronisławowi Sałudzie w ciągłym podwyższaniu swoich kwalifikacji wojskowych. W okresie letnich wakacji przechodził ponadmiesięczne szkolenia wojskowe co zaowocowało kolejnymi awansami. Na takich szkoleniach prawdopodobnie poznał porucznika Edmunda Świderskiego (1) będącego, w latach trzydziestych ubiegłego wieku, oficerem rezerwy w dyspozycji szefa intendentury Dowództwa Okręgu Korpusu Nr IV Łódź - rodowitego Rudzianina z krwi i kości, którego pamiętają najstarsi Rudzianie.
Dziesięciolecie 1928-38 to dla moich bliskich lata szczególne, lata pasji i miłości, które przyniosły im radość pracy i szczęście rodzinne. Dziadek poznał moją babcię, pobrali się i w 1931 roku urodziła się moja mama. Patrząc z perspektywy czasu były to "kobiety jego życia".
(Kliknięcie w powyższą fotografię otwiera ją w oryginalnym rozmiarze)
Nadszedł jednak dzień 23 marca 1939 roku (2). Do domu moich dziadków zapukał wojskowy posłaniec z rozkazem mobilizacyjnym, nakazującym natychmiastowe stawienie się porucznika B. Sałudy w macierzystej jednostce, tzn. w koszarach 10 Pułku Piechoty w Łowiczu. Żegnając się ze swoją żoną Józią powiedział słowa, które na zawsze pozostały w pamięci mojej babci i naszej rodziny: "Józia, ja już z tej wojny nie wrócę...". Moja, wtedy ośmioletnia, mama nie była w stanie zrozumieć powagi sytuacji. W tym miejscu wątek muszę urwać...
Początek pierwszej mobilizacji Wojska Polskiego przeprowadzony został w marcu 1939 roku. Bezpośrednim powodem było odrzucenie żądań niemieckich: eksterytorialnej autostrady do Prus Wschodnich i ciągle powracającej sprawy spornego statusu Wolnego Miasta Gdańska. W dniu 23 marca zarządzona została mobilizacja alarmowa (Plan "W"- zmodyfikowany na "W1" i "W2"), tzw. "mobilizacja niejawna" (3). Obejmowała między innymi cztery dywizje Armii Polskiej: 9, 20, 26 i 30 Dywizje Piechoty. W garnizonach zlokalizowanych najbliżej granicy z Niemcami wzmocnieniu podlegały niejawnie także jednostki ochrony pogranicza.
26 Dywizja Piechoty Armii "Poznań", do której należał 10 Pułk Piechoty, zmobilizowana została w czasie od 24 do 48 godzin i jej jednostki pozostawały w swoich garnizonach. W czerwcu pogotowie do wymarszu osiągnęły pierwsze bataliony pułku. Transportami kolejowymi, a następnie marszem pieszym 10 Pułk Piechoty wyruszył z Łowicza, zgodnie z rozkazem mobilizacyjnym, w kierunku okolic Żnina (na linię Wągrowiec Inowrocław). Z końcem czerwca i początkiem lipca (do 11 VII) pułk był już na pozycjach określonych rozkazami.
Strzelcy - żołnierze 26 Dywizji Piechoty, wyposażeni byli w umundurowanie powszechnie używane w Wojsku Polskim. Płaszcze wzór 19, z charakterystycznymi wysokimi kołnierzami. Nakrycie głowy stanowiła czapka polowa wzór 37, w nowym polskim kolorze ochronnym. Ubiór dopełniały spodnie piechotne z sukiennymi owijaczami wzór 23. Obuwie stanowiły kute trzewiki - czernione, powszechnie używane przez piechotę polską.
Żołnierze posiadali ze sobą pełny rynsztunek bojowy. Wyposażenie stanowiły: polski hełm wzór 31, pod klapą nowych tornistrów wzór 33 znajdowały się złożone w kostkę koce. Najczęściej do plecaków przytroczone były menażki. Na pasach głównych zamocowywano ładownice mieszczące amunicję karabinową, łopatkę piechoty oraz bagnet wzór 29, przymocowany do pasa za pomocą specjalnych skórzanych żabek. Strzelcy posiadali różne typy masek przeciwgazowych: nowoczesną maskę przeciwgazową wzór 32 w brezentowej torbie oraz wielu z nich starszą maskę typu RSC w metalowej puszce. Maski przeciwgazowe oraz chlebaki z zawartością zakładano w sposób regulaminowy, w zależności od rodzaju maski. Uzbrojenie stanowiły typowe karabiny "Mauser" wzór 98 najpopularniejsze wśród piechoty polskiej tamtych lat.
Oficerowie piechoty nosili mundur polowy (oficerski) wzór 36 uszyty np. z kamgarnu (4) w charakterystycznej barwie ochronnej z dominującym odcieniem zimnej zieleni. Guziki oficerskie wykonane były z alpaki (sygnowane "Guzpol", Warszawa 1937). Na szyi pod mundurem posiadali widoczny biały żabot. Rękawiczki brązowe skórzane, czarne wysokie buty wyprawy chromowej (popularnie zwane "oficerkami"), zamawiane prywatnie w fasonie powszechnie obowiązującym wśród kadry oficerskiej w drugiej połowie lat 30-tych. Nakryciem głowy podczas walki był hełm stalowy wzór 31. Oficerski ekwipunek uzupełniał brązowy pas główny wzór 36 z szelką naramienną tzw. koalicyjką. Klamra pasa i uchwyty (zaczepy) do broni bocznej wykonywano ze srebrnej alpaki. Na pasie po prawej stronie mieli zamocowany pistolet Radom VIS wzór 35, w kaburze skórzanej, zapięty na skórzaną plecioną "smycz" pistoletu i przełożoną przez szyję. Przez lewy bok przewieszona była skórzana torba polowa zwana "mniejszą" - jedna z późniejszych odmian drugiej połowy lat trzydziestych. Miech torby wykonywano z zamszu w kolorze oliwkowym. Niezbędnym wyposażeniem były polowe lornetki pryzmatyczne, polskiej produkcji, o powiększeniu 6x30 i w trakcie marszu zabezpieczano je skórzanym futerałem. Maski przeciwgazowe takie jak pozostali żołnierze. Kapitanowie dodatkowo posiadali busole wzór KM 32. Oficerowie dyplomowani wszystkich kursów Wyższej Szkoły Wojennej na kołnierzu kurtki mieli widoczne metalowe orzełki noszone przy ubiorze polowym. Całość dopełniał wojskowy płaszcz często zdejmowany podczas potyczki, w trakcie natarcia lub bitwy (5).
Współcześni historycy wspominają, że owe marcowe dni należały do bardzo śnieżnych i ziemie Polski pokrywały obfite masy śniegu. Zasiew pól zdecydowanie się opóźnił a oziminy nie było jeszcze widać spod połaci zalegającego śniegu. Kwiecień wynagrodził opieszałość wiosny. To co w marcu przedstawiało jeszcze zimowy krajobraz z końcem kwietnia zakwitło majem.
Początek maja 1939 roku, rozbuchany zielenią, naznaczony kwiatami i narastający pogodnie wielkimi falami ciepła przechodzącymi przez cały kraj, w rzeczywistości nie był wcale tak optymistyczny dla Polski. W ostatnich dniach kwietnia Hitler jednostronnie zerwał pakt o nieagresji z Polską. (6) Wcześniejsze marcowe wkroczenie Niemiec do Pragi skomplikowało dodatkowo sytuację polskich granic na południu. Zagrożenie Polski od południa stało się faktem nie przewidywanym nawet w jakichkolwiek studiach nad naszą strategią obrony przed ewentualną hitlerowską nawałą.
Od 1934 roku chmury tragedii zbierały się nad Polską a przecież jeszcze 6 sierpnia 1939 roku na uroczystościach z okazji XXV-lecia Czynu Legionowego marszałek Edward Rydz-Śmigły przemawiając na krakowskich Błoniach wyraźnie dał, w sposób godny i zdecydowany, do zrozumienia potencjalnemu agresorowi jak Polacy cenią Honor i Ojczyznę. Powiedział: A gdy w czasach dzisiejszych słowa pokój i wojna na przemian są na ustach świata to my stwierdzamy: Cenimy i szanujemy pokój tak jak inne narody, ale nie ma takiej mocy, która by nas przekonała, że pokój to jest także słowo, które dla jednych oznacza brać, a dla innych dawać. Nie żywimy w stosunku do nikogo agresywnych zamiarów, co jest chyba jasne i nie ulega wątpliwości, tak samo jak nie ulega żadnej wątpliwości, że przeciwstawimy się wszystkimi środkami bez reszty każdej próbie bezpośredniego naruszenia interesów, praw i godności naszego państwa. I niech nikt nie sądzi, że nasza miłość ojczyzny ma mniejsze prawa lub mniejsze nakłada obowiązki aniżeli jego miłość ojczyzny. Przed tą pomyłką ostrzegamy (7). Słowa te były wyraźnym nawiązaniem do dzieła niepodległościowego Józefa Piłsudskiego, walk legionów i narodu polskiego o niepodległość. Cóż, że śmiałość, odwaga i patriotyzm Polaków była znana w Europie. W niespełna miesiąc po tym przemówieniu Niemcy rozpoczęli agresję na Polskę.
Foto: ze zbiorów autora
Przypisy:
(1) Rocznik Oficerski Rezerw, MSW, Warszawa 1934, s. 210.
(2) Cezary Leżeński Kwatera 139, Opowieść o marszałku Rydzu-Śmigłym -tom 2, Wyd. Lubelskie 1989, s. 6
(3) "PSZ w Drugiej Wojnie Światowej", wyd. Londyn 1951, Plany mobilizacyjne w Wojsku Polskim II Rzeczpospolitej zawsze były oznaczane pierwszą literą nazwiska aktualnego szefa Oddziału I SG. Nazwa "W" pochodzi od nazwiska płk dypl. Józefa Wiatra, s. 290, s. 292, s. 302, s. 306.
(4) Rodzaj tkaniny m.in. typu wojskowego.
(5) Opis wyposażenia i mundurów piechoty autor opracował na podstawie własnych zainteresowań, rekonstrukcji historycznych oraz wyd. Informator BROŃ I BARWA WOJSKA POLSKIEGO W ROKU 1939, Lublin 1993, stron 192, w tym 56 stron ze zdjęciami.
(6) Cytat z: Cezary Leżeński Kwatera 139, tom I, s. 341.
(7) Cytat z: Cezary Leżeński Kwatera 139, tom I, s. 363.