tekst zredagowany na podstawie informacji uzyskanych od członków KSRP
Już we wrześniu 1939 r. powstała w Rudzie Policja Pomocnicza (Hilfspolizei) złożona z miejscowych Niemców. Organizatorem był komisarz Mess, który zastąpił polskiego burmistrza. Pierwszy rudzki "obóz", albo raczej zaimprowizowane miejsce odosobniena niektórych osób, Niemcy zorganizowali w fabryce Bayera. Jak podają niektóre źródła, 31 X 1939 r. przekształcono go w obóz przejściowy. Przeciętnie, w obozie tym przebywało 400 więźniów, Polaków i Żydów. Więźniowie pracowali na lotnisku, wykonując roboty ziemne. W sumie przez obóz przeszło około 2 tys. osób. Podczas jego likwidacji, pozostalych 200 więźniów przepędzono do zorganizowanego obozu w dawnej fabryce Glasera, znajdującego się przy ulicy Krakowskiej 55 (obecnie Liściasta 17) w Radogoszczy. Fabryka Glasera, to dzisiejsza Fabryka Pierścieni Tłokowych PRIMA. Stamtąd przeniesiono obóz do fabryki Abbego na Radogoszczu.
Między innymi, w rudzkim obozie został osadzony Dziadek jednego z Klubowiczów, Antoni Jankiewicz, którego później przeniesiono na Radogoszcz, a następnie wysiedlono z żoną do Generalnej Gubernii. Pan Jankiewicz został aresztowany na samym początku wojny - jak mówiła ich córka, Mama Piotra Czecha - "jako jeden z zakładników, razem z innymi szanowanymi obywatelami Rudy" w jakieś, bliżej nieznanej, sprawie.
Z wydarzeniami, które miały miejsce w rudzkim obozie na początku wojny związany jest również "wniosek Głównej Komisji IPN z 13 grudnia 2001 r. skierowany do Centrali Ścigania Zbrodni Narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu o wszczęcie postępowania, na podstawie zgromadzonych przez Komisję w Łodzi materiałów dowodowych, w sprawie współudziału Leona Ebhardta w zamordowaniu w obozie przejściowym w Rudzie Pabianickiej k. Łodzi w dn. 09.09.1939 Stanisława Śniecia"
Na podstawie tego dokumentu można wywnioskować, że obóz przejściowy, być może pod inną nazwą, istniał już co najmniej 9 września 1939 r. Pierwsze oddziały niemieckie wkroczyły do Łodzi (może i do Rudy) 8-go września wieczorem. Zastanawiające jest, czy Niemcy byli tak dobrze zorganizowani, że już następnego dnia obóz został otwarty? Bardziej prawdopodobne jest, że miejscowi Niemcy przygotowywali grunt już wcześniej. Istniały również listy proskrypcyjne. Pisał również o tym J. Urbankiewicz w jednej ze swoich książek: "Przy ul. Pabianickiej, w pobliżu Świętojańskiej stoi pod gałązkami płaczącej wierzby kamień upamiętniający pierwsze egzekucje w 1939 r. Ta część Rokicia stanowiła królestwo fabrykanta Bayera. Zatrudniał on u siebie głównie Niemców i ułatwiał im osiedlanie się wokół fabryki, na należących do niego gruntach. Zaraz po wejściu Niemców miejscowi volksdeutsche z Bayerem na czele zaczęli wyrównywać sąsiedzkie porachunki z polskimi sąsiadami. Na terenie fabryki zorganizowali obóz, a wykopane we wrześniu rowy przeciwlotnicze wykorzystywali jako gotowe mogiły dla pomordowanych. Był wśród więźniów niejaki Franciszek Śniedź. Jeden z volksdeutschów zakatował go na śmierć i zakopał w rowie. Schwytany po wyzwoleniu, wskazał grób swojej ofiary i w tym miejscu wzniesiono ów skromny pomnik." Ebhardt mógł więc być miejscowym Niemcem. Nie wiadomo natomiast kim był zamordowany i jakie były motywy zabójstwa, być może właśnie jakieś prywatne sprawy. Obóz zlikwidowano w czerwcu 1940 r.
Jeden z naszych Klubowiczów, Leszek Anuszczyk, podzielił się wspomnieniami dotyczącymi ekshumacji Polaków zamordowanych w fabryce Bayera. Leszek był wtedy dzieckiem, ale pamięta scenę wydobywania ciał, gdzie to miało miejsce i kto w niej uczestniczył: "Ekshumacja polskich żołnierzy i cywilów (jak to wtedy mówiono, w potocznym obiegu), miała miejsce tak jakbyś stał na chodniku na wprost ul.Świętojańskiej i poszedł w prawo w kierunku Kolei Obwodowej, tak ze 150 m (dokładnie przed budynkiem Cewki). W tym miejscu jakieś 10 m od chodnika, wiosną 1946 r., stał niemiecki oficer bez czapki, z tablicą w rękach. Mundur jego był koloru szarego, taki jaki nosili oficerowie wermachtu. Na tej tablicy było napisane, po polsku, nazwisko imię i stopień, oraz co tam się stało. Trzymał go pod karabinem jeden z naszych chłopców, który miał opaskę biało-czerwoną. Dwóch innych stało po obydwu stronach wykopu, a dwóch niemieckich żołnierzy kopało, dwóch innych wynosiło pomordowanych, układając ich wzdłuż chodnika. Ponieważ nie umiałem jeszcze czytać a wartownika znałem, więc od niego się dowiedziałem. Ten oficer to dowódca posterunku żandarmerii w Rudzie. W trakcie grzecznej rozmowy, przyznał się do zamordowania Polaków tylko nie pamiętam ilu i kogo, za co."
W Rudzie działał również obóz przejściowy dla jeńców radzieckich. Istniał od jesieni 1941 r. do początku 1945 r. Mieścił się na terenie byłego obozu wojskowego przy ul.l-go Maja 42/50 (obecna ul. Odrzańska). Jeńcy pracowali w warsztatach krawieckich i szewskich oraz na roli. Znana jest również wersja, że hitlerowcy przetrzymywali tam wyłącznie Rosjan zwiazanych z przemysłem lotniczym - głównie mechanikow. W czasie okupacji wykorzystywali ich wiedzę w zakładach lotniczych na terenie Łodzi.
Na stronie internetowej Towarzystwa Przyjaciół Łodzi znajdują się następujące informacje dotyczące tego obozu: "W kwadracie ulic Odrzańska, Retmańska, Łopianowa, Zuchów, latem 1941 roku powstał obóz jeniecki. Przetrzymywani tu byli rosyjscy lotnicy i członkowie obsługi lotnisk. Na początku wojny na wschodzie było ich tu kilka tysięcy, później ok. 1000-1200 jednorazowo. Obóz otoczony był podwójnymi zasiekami, z wartowniami na narożnikach, z wydzieloną częścią dla komendantury. Nie zachowały się dokumenty, jest niewielu świadków, nie do końca wiadomo jak był zbudowany, ile było baraków i co, w którym się mieściło. Relacje świadków są sprzeczne ze sobą. Zgadza się jedynie umiejscowienie komendantury przy ul. Zuchów. Na narożniku Odrzańskiej i Retmańskiej znajdowały się baraki jenieckie drewniane, licho zbudowane. Każdy z baraków ustawiony był na drewnianych słupach 70 cm nad ziemią, tak żeby nie można było zrobić podkopu. Przy ulicy Hoffmanowej (wytyczonej już po wojnie przez środek dawnego obozu) znajdują się dwa budynki zachowane z obozu parterowy barak, który służy do potrzeb sanitarnych, oraz piętrowa willa należąca dawniej do rodziny Lisów, a zaadaptowana przez Niemców na lazaret, a raczej umieralnię, bo więźniowie leżeli na gołej podłodze i nie podawano im żadnych leków. Jeńców grzebano na polu za obozem albo wywożono na cmentarz prawosławny na Doły. Rosjanie uważali jeńców wojennych za zdrajców, dlatego informacje o obozie są bardzo skąpe."
Przy tym obozie, w 1944 r. zorganizowano obóz przejściowy dla powstańców warszawskich.
Po wkroczeniu armii radzieckiej do Rudy, caly oboz - tzn. jency sowieccy wraz z dokumentacją ich dotyczącą - dostał się w ręce NKWD, która w pierwszej kolejnosci zabezpieczała tereny tużzafrontowe. Po tym "zabezpieczeniu" jency zniknęli. Możemy się tylko domyślać, co się z nimi stało. Nowa administracja wojskowa wykorzystała istniejące zabudowania i stworzono tutaj z kolei obóz dla jeńców niemieckich.
17 marca 2008 r., na łamach dziennika "Polska Dziennik Łódzki" ukazał się artykuł Ewy Drzazgi, dotyczący planowanych prac ekshumacyjnych na terenie wspomnianego obozu.
"Do pierwszej w Łodzi ekshumacji szczątków niemieckich żołnierzy z okresu II wojny światowej przygotowuje się Polsko-Niemiecka Fundacja "Pamięć". W odkryciu mogił żołnierzy więzionych przez Armię Czerwoną po zakończeniu wojny pomogli mieszkańcy ul. Odrzańskiej, w rejonie której w latach 1945-1946 funkcjonował obóz jeniecki.
Kajetan Zakrzewski z okien mieszkania widzi pozostałości obozu. Sam większą część wojny spędził w okolicy Berlina, gdzie Niemcy wywieźli go na roboty. Gdy z Łodzi wyjeżdżał, naziści dopiero budowali przy Odrzańskiej obóz dla polskich więźniów. Gdy wrócił, w tych samych budynkach przebywali niemieccy jeńcy, pilnowani przez Sowietów. Przez lata gromadziłem dokumentację i plany obozu - mówi pan Kajetan. - Kilkanaście lat temu chcieliśmy z rada osiedlową postawić tu obelisk i tablicę, żeby ludzie pamiętali o tym miejscu, ale nie udało się. Jak mówi, jeśli "Pamięci" będą potrzebne jakieś materiały, chętnie pomoże. - Będę czekał na ich przyjazd - dodaje.
Ale pierwszy sygnał do Polsko-Niemieckiej Fundacji "Pamięć" o tym, że przy ul. Odrzańskiej są wojenne mogiły, dotarł z Kolonii. Johannes Levann, niemiecki żołnierz, przebywał w tym obozie od kwietnia 1945 roku. Był świadkiem śmierci jeńców. - Przysłał odręczny szkic terenu, w którym zabici mogli być pochowani - mówi Maciej Milak, który na zlecenie Fundacji "Pamięć" przeprowadzał w Łodzi wizję lokalną. - Przez te kilkadziesiąt lat sporo się jednak w tamtym miejscu zmieniło. A poza tym, jak się okazało, Johannes Levann pomylił kierunki i południe oznaczył na mapce jako północ.
Dziś w tej okolicy stoją bloki, a miejsce, gdzie zakopano zwłoki kilkudziesięciu niemieckich żołnierzy, porósł zagajnik. - Dziś wiemy już dokładnie, gdzie szukać szczątków jeńców - mówi Maciej Milak. - Teren, który będziemy musieli przeszukać, to prostokąt o wymiarach 20 na 30 metrów. Poszukiwania, które rozpoczną się w maju, a najpóźniej w czerwcu, mogą być trudne, bo okop, w którym grzebano zmarłych, poprzerastały korzenie drzew. Szczątki jeńców, których za dwa miesiące zaczną szukać przy Odrzańskiej, trafią na cmentarz w Siemianowicach Śląskich."