Klub Sympatyków Rudy Pabianickiej

.

rudzka czytelnia

Ostatni bój o Rudę - wrzesień 1939 r.

tekst pochodzi z forum dws.org.pl, z wątku Pabianice w 1939 r.
link do tego wątku jest dostępny TUTAJ

7 września przypada rocznica zajęcia Rudy Pabianickiej przez Niemców. Ostatni bój o Rudę skończył się w nocy z 6 na 7 w okolicy Widzewa-Zdżary przy trakcie pabianickim. W galerii mamy nawet kilka zdjęć wykonanych po bitwie.

Tekst zamieszczony niżej pochodzi z publikacji "Fränkische Infanterie - Geschichte Infanterie Regiment 55,177,521 und sanitätkompanie 2/173" autorstwa Franza Kurowskiego wydanej z Würzburgu, w 1970 roku

A oto jak bitwa pod Pabianicami wyglądała od strony Infanterie Regiment 55 (niektóre akapity potraktowałem skrótowo, niektóre dosłownie, w nawiasach kwadratowych moje wtrącenia lub wyjaśnienia).

Noc 6/7 IX pułk spędził w rejonie na pd-wsch od Zduńskiej Woli. Sztab pułku nocował na dworcu "Krasnice" [prawdopodobnie chodzi o Karsznice].

W dniu 7.IX pułk maszerował na wschód i o godzinie 16.00 I./IR 55 dotarł do Markówki [8 km na zach od Pabianic]. Ponieważ we wsi mieszkało dużo Niemców batalion był tam przyjaźnie powitany i zrobił sobie odpoczynek. Nagle przyszedł rozkaz pilnego wymarszu. Okazało się, że Leibstandarte utknął pod Pabianicami i jego ataki trafiają na silny opór przeciwnika. IR55 wraz z przyporządkowanym II./AR17 otrzymały rozkaz dotarcia przez Kudrowice do szosy Pabianice-Łódź i dalej manewrowania w okolicy szosy Pabianice-Rzgów aby załamać opór przeciwnika walczącego z Leibstandarte. Przyporządkowano także 1./Pi 17 oraz właśnie wysłaną do Piątkowiska kompanię czołgów.

I./IR 55 wyruszył w kierunku Piątkowiska. Pozostałe bataliony bez odpoczynku szły za nim. W Piątkowisku spotkali czołgi. Ponieważ pozostałe oddziały były jeszcze w drodze dowódca pułku nakazał atak I./IR 55. Oddziały zaczęły przygotowywać się do ataku w następującym szyku: 2 kompania po prawej, 1 kompania po lewej. W międzyczasie czołgi zawróciły i zameldowały że zarówno nasyp kolejowy jak i wzgórza za nasypem są obsadzone przez wroga (zarówno zwykłą piechotę jak i karabiny maszynowe). Aby poruszać się szybciej, część żołnierzy I./IR 55 wsiadła na czołgi. Nagle w trakcie przemieszczania się nieprzyjaciel otworzył ogień z karabinów maszynowych. Bitwa zaczęła się!

"Z wozu!" - nakazali dowódcy. Skokami dotarły kompanie do nasypu kolejowego. Nasyp był opuszczony, a ogień z MG pochodził z położonych po drugiej stronie wzgórz koło miejscowości "Tomyowice". Do bitwy przystąpiła wroga artyleria. 6./AR 17 odpowiedziała ogniem. Kompanie atakowały dalej.

[Teraz następuje cytat z jakiejś broszury pt. "Ksawerów-Pabianice" opisującej atak 1 i 2 kompani IR 55]

Ogień artylerii skoncentrował się na 1./IR55. Atak zatrzymał się na krótko. Plutony będące z tyłu szybko podeszły bliżej. Celny ogień z MG [dosłownie: "bił do środka"]. Pierwsi ranni. Jeszcze 200 metrów dzieli nas od nasypu kolejowego, gdy pociski wrogiej artylerii zaczynają rozrywać się wokół nas. Wielkimi susami gnamy przez kartofle i buraki. 1 kompania dociera do rowów przy nasypie i okopuje się. 2 kompania również. 3 i 4 kompanie leżą jeszcze z tyłu.

Dowódca pułku krzyczy do szefa 1 kompani: "Będziemy pili kawę na ulicach Łodzi!". "Tak jest" - odpowiada szef kompanii.

Robi się ciemno. Na gwizd dowódcy 1 kompania pokonuje nasyp. 2 kompania zostaje chwilowo z tyłu, gdyż otrzymuje ogień flankujący z prawej, od strony Pabianic. 1 kompania zdobyła leżące za nasypem wzgórze. Ogień z prawej strony z palących się domów trafia 2 kompanię. Ginie jej dowódca, Oberleutnat Grüneisen. Jego ostatnie słowa brzmiały: "Atakować, ciągle atakować...!"

1. kompania postępuje dobrze naprzód. Dociera do strumyka w miejscowości "Typultowice" [pewnie Rypułtowice] i zalega między domami. Jest tam sama. Łączność z drugą kompanią także zerwana. Osiągają Widzew. Tutaj krótki odpoczynek. Ludzie śpią w rowach przy drodze. Tylko obsługi MG czuwają.

Wystrzelono białą racę. W końcu jakiś odzew z tyłu. To mogła być tylko 2 kompania, którą przyprowadził wysłany łącznik. W związku ze śmiercią dowódcy 2 kompani, została ona podporządkowana dowódcy 1./IR55.

A więc dalej! Przez żywopłoty i między drzewami do Ksawerowa. Pierwsze domy osiągnięto o północy. Niedługo po tym jak dotarli do drogi Pabianice - Łódź pojawił się łącznik z rozkazem powrotu do nasypu kolejowego, gdzie od kilku godzin toczyły się ciężkie walki. Dowódca 1 kompani kazał mu zameldować, że 1 i 2 kompanie osiągnęły cel ataku i zatrzymały się. Niedługo potem nadjechał konno polski odział ["reiterspähtrupp"]. Wzięto do niewoli rannego porucznika. Kompanie pomaszerowały w kierunku na Pabianice i okopały się przed Pabianicami. Pierwsza na lewo a druga na prawo od drogi. Wyprawiono zwiadowców w kierunku Pabianic. Zaledwie wyruszyli a pojawiła się polska kolumna rowerowa [jadąca z miejscowości "Brzedz"?]. Kompanie otworzyły ogień z MG. Ponownie rozpoczęła się walka. Z Pabianic nadjeżdżały kolejne grupy jeźdźców i taborów konnych. Także one zostały zatrzymane i zniszczone.

Nagle od strony miejscowości Brzedz usłyszano odgłos silników. Nadjechał "Straßenpanzer", a za nim lekkie pojazdy pancerne. Ogień MG obu kompanii zniszczył reflektory czołgu. Czerwony ogień wydobywał się z lufy MG czołgu, który powoli ruszył naprzód. Wreszcie znikli w kierunku na Łódź. Wtedy wyłoniła się kolejna długa kolumna. W odległości 400 metrów strzelcy otrzymali pozwolenie na otwarcie ognia. Straszny jest skutek działania karabinów maszynowych, które trafiły pierwsze zaprzęgi. Konie rżą, ludzie krzyczą. Próbują odczepić działo. Polski Major, który dowodzi, śmiertelnie trafiony spada z konia. Wtedy także Polacy otwierają ogień z karabinów maszynowych. Przeciwnik rozwinął atak. W ciemności słychać dźwięki "rogu" [pewnie trąbka sygnałowa]. Polacy próbują skokami poruszać się na wschód. Wśród Niemców także padają zabici. Polacy podchodzą na 20 metrów. Obie strony z wielkim hukiem rzucają granaty. Jeden z Niemców jest śmiertelnie ranny odłamkami. Ale atak zalega. MG z 3 plutonu wspierają te z 1 plutonu i atak powstrzymano.

Jest 3.00 w nocy. Nikt nie odpowiedział na białe race wystrzelone przez dowódcę. Do godziny 6.00 przeciwnik atakuje jeszcze dwa razy. Wreszcie nastał ranek. Coraz więcej rannych i zabitych. Sytuacja kryzysowa!

Kilku ludzi wyrusza na zwiady, ale co to? Z rowów z naprzeciwka wychodzi około 40 Polaków z rękami w górze. Stracili nerwy i się poddali. Ogień ucichł. Pod powiewającą białą chustą poddaje się 150 kolejnych osób ze zniszczonej kolumny pojazdów. Wśród nich czterech oficerów. Do godziny 6.00 dowódca 1 kompanii mógł zameldować do batalionu: "Droga Pabianice - Łódź osiągnięta przez 1 i 2 kompanię. Nieprzyjacielskie próby przełamania odparte. Kolumna pojazdów zniszczona. Zdobyto 180 jeńców, 4 armaty."

A teraz opis tej bitwy wg polskich relacji:

Znając polskie relacje, można by się pokusić o ustalenia kto był tym majorem, czy też co to był za panzer i wozy bojowe, które się przedarły.Główną kolumnę stanowiły II i III batalion 15 pp "Wilków", pluton pionierów i pgaz., które w pierwszej fazie ubezpieczały kolumnę od przodu oraz pluton kolarzy ppor. rez. Zbigniewa Marcinkiewicza i dwie baterie II dywizjonu 28 pal.

W głównej kolumnie znajdowało się dowództwo pułku i pododdziały specjalne. Na przedzie szedł II batalion mjr. Waleriana Wieleżyńskiego. Zamykał ją III batalion 15 pp "Wilków" i artyleria 28 pal oraz tabory. Około godziny 21.00 z okolicy Dużego Skrętu rozpoczęła wymarsz, zgodnie z rozkazem dowódcy dywizji, główna kolumna pułku poprzedzona przez kilkuosobowy zwiad kolarzy. Wojsko pomaszerowało w kierunku Ksawerowa, aby przez Rudę Pabianicką, południową Łódź, Nowosolną dotrzeć do miejsca zgrupowania koło Lipek. Kolumnę zamykał czołg zdobyty na Niemcach, który prowadzili kapral Mazurkiewicz i sierżant Władysław Walczak z plutonu pionierów.

Po kilkunastu minutach marszu kolumna znalazła się w okolicy budynku przy ul. Łódzkiej 169. Nagle drogę oświetliły rakiety świetlne, kolumna polskiego wojska znalazła się na linii zmasowanego ostrzału artyleryjskiego. Do naszych żołnierzy strzelano od przodu, z okien budynku na rogu Łódzkiej i Żeromskiego i z lewego boku. Niespodziewany atak wroga wprowadził zamieszanie w szeregach pułku. Poszczególne pododdziały, zanim zajęły pozycje obronne, już poniosły ogromne straty. W krótkim czasie pole bitwy usłane było poległymi i rannymi żołnierzami, zabitymi końmi, zniszczonym sprzętem i wozami. Wojsko ogarnęła panika. Oficerowie i podoficerowie nie mogli zapanować nad pomieszanymi jednostkami. W pewnym momencie do bitwy włączył się zdobyczny czołg, który niszcząc niemieckie cekaemy dodał otuchy naszym żołnierzom. Dowódcom poszczególnych jednostek udało się wprowadzić ład w szeregach wojska. Niektóre grupy przedarły się przez zaporę ogniową, wielu żołnierzom udało się ominąć zasadzkę, inni przeczekali w polu do odejścia nieprzyjaciela. Pozostali przy życiu w ciągu następnych dni dołączyli do swoich dowódców. Walka trwała około dwóch godzin. Była to nieustanna strzelanina, o dużej sile ognia. Od czasu do czasu cały teren bitwy oświetlały rakiety świetlne. Nagle wszystko ucichło. Zasadzkę przygotowali miejscowi Niemcy z V kolumny wsparci prawdopodobnie przez jedną niemiecką kompanię wyposażoną w dwa działka lub moździerz, która przedarła się w ciągu dnia od strony Piątkowiska, przez Pliszkę i Rypułtowice. Niemcy przepuścili albo zlikwidowali zwiadowców, aby nie mogli ostrzec nadchodzącego polskiego wojska.

Straty poniesione przez 15 pp "Wilków" były ogromne. Poległo blisko 300 żołnierzy, wśród nich dowódca III batalionu major Karol Sadowski. Pułk stracił artylerię i prawie cały tabor. Bardzo wielu żołnierzy było rannych, m.in. dowódca 5 kompanii porucznik Stanisław Piechowicz.

A oto relacja Romana Peski, który w 1939 roku miał 7 lat (publikacja "Bitwa Pabianicka")

Niemcy szli przez Różę, Chechło. Nad ranem 7 września Pabianiczan obudziło dudnienie dział i łoskot karabinów maszynowych, dochodzący od strony Chechła. To szosy do Pabianic bronił 72. Pułk Piechoty im. pułkownika Dionizego Czachowskiego. Słabe maskowanie i brak obrony artyleryjskiej spowodowały, że pułk poniósł ogromne straty. Zginęły setki polskich żołnierzy. Z przegranej bitwy por. Stanisław Rzepka wyprowadził zaledwie 200 ludzi. W nocy w parku Wolności zatrzymał się 15. Pułk Piechoty "Wilków". Niemcy atakowali z lądu i powietrza. Ostrzał artylerii wspierały czołgi. Nad głowami walczących z dzikim świstem pikowały bombowce, tak zwane sztukasy. W plecy strzelali im niemieccy dywersanci. Zasadzka.

Wieczorem "Wilki" dostały rozkaz, by wycofać się w kierunku Łodzi. Gdy żołnierze dochodzili do Teklina, powietrze rozświetliły race. Zaczęły ryczeć ciężkie karabiny maszynowe. Żołnierze dostali się w krzyżowy ogień. Nie mieli żadnych szans. Pułapkę na Polaków zastawili dywersanci V kolumny. Kanonada trwała kilkadziesiąt minut. Poległo 300 polskich żołnierzy. Wielu odniosło rany. Szosa od Teklina aż do Widzewa–Żdżary usłana była zabitymi i rannymi. Ciała ludzi mieszały się z trupami koni. Jezdnia była śliska od krwi.