Klub Sympatyków Rudy Pabianickiej

.

rudzka czytelnia

Rudzkie refleksje nad polską historią...

wspomnienia i przemyślenia Klubowiczów

W naszych Klubowych dyskusjach musiał przyjść taki moment, kiedy "pociąg wspomnień" zwolnił i pozwolił nam przyjrzeć się polskiej historii. Historii dotyczącej całego kraju, nie tylko Rudy, Łodzi i naszych rodzinnych domów. To nie jest łatwy temat, często bolesny... Wydarzenia, o których tu mowa miały miejsce nie tak dawno, bo "zaledwie w ubiegłym wieku"...


"Naród, który traci pamięć przestaje być Narodem" - staje się jedynie "zbiorem ludzi, czasowo zajmujących dane terytorium"...


Andrzej Matusiak: 11 lipca przypada rocznica Rzezi Wołyńskiej. Ukraińcy jak do tej pory nie pozwalają stawiać krzyży, mogił i palić zniczy. Proponuję co roku uczcić tę smutną rocznicę minutą ciszy i refleksji. Wieczny odpoczynek racz im dać Panie... Czy na terenie obecnej Rudy mieszkają lub mieszkali jacyś przesiedleńcy - Kresowiacy m.in. z tamtych, wołyńskich terenów? Czy wśród Waszych rodzin jest ktoś stamtąd?

Piotr Zygmunt Kołakowski: Z dziesięć lat pracowałem na umowę zlecenie w pewnej spółce w Malborku. Ze 30 % ludzi pochodziło z Wołynia albo z kresów, jak to jest na tzw. terenach odzyskanych. Opowiadali niesamowite rzeczy, które nie mieszczą sie w głowie. Podpalanie kościołów z ludźmi w środku było prawie że powszechną praktyką. Od razu nasuwa się sprawa Jedwabnego. Tam zrobiono szum medialny koło tej niewątpliwej tragedii (żeby była jasność - zawsze staję niezależnie od wszystkiego po stronie pokrzywdzonych), ale ile było takich podpalonych kościołów na Wołyniu.... Nie chcę tu epatować opisami zbrodni...

Jerzy Andrzej Ciemnoczułowski: No to ja się zgłaszam. Ojciec pochodził z Wołynia, okolice Łucka. Coś wspominał o tych mordach, ale wtedy była to dla mnie czysta abstrakcja. O mało co nie urodziłem się we Wrocławiu, na szczęście Mamie Wrocek się nie spodobał. Miałem chęć odwiedzić swoje korzenie, ale nasz przedstawiciel handlowy z terenów wschodnich tyle mi naopowiadał, że jak na razie mnie tam nie ciągnie. A tak nawiasem mówiąc znów mamy wyższość interesów amerykańskich nad naszymi, tylko my znów się za frajer damy...

Krystyna Jusis: Moja Mama, śp. Maria Wolańska, pochodziła z Łucka. Opowiadała, że działy się tam straszne rzeczy. Wielu jej przyjaciół - koleżanek i kolegów wówczas zginęło (mama miała wtedy ok 16-17 lat). Mamę i jej rodzinę uratował znajomy Ukrainiec - sam przypłacając życiem to, że miał żonę Polkę. Mama z siostrami i Dziadkowie kryli się po lasach, starych ruinach... Ojciec też jest Kresowiakiem - pochodzi z dzisiejszej Ukrainy, z Drohobycza. Zostawił tam dom rodzinny, za udział w polskim harcerstwie przeszedł Sybir i - już razem z Mamą - szlak bojowy z armią Berlinga.

Piotr Zygmunt Kołakowski: Istnieje wiele systemów wartości i żaden z nich nie jest systemem absolutnie najlepszym. Jestem daleki od nacjonalizmu, ale uważam, że Polacy powinni po wszystkich doświadczeniach, jakie przechodzili, szczególnie dbać o zachowanie polskiej pamięci zbiorowej. Bo jak nie my, to kto??? Maleńką cząstkę my też tu realizujemy, na naszym forum, w Klubie, spisując wspomnienia... Chodzi mi o to, że z powodów politycznych o Wołyniu się nie mówi, a za to została nagłośniona, też z przyczyn poprawności politycznej inna zbrodnia (Jedwabne). Oczywiście każda śmierć jest straszna, ale nie powinno być miejsca dla neocenzury.

Piotr Czech: W jednym z wywiadów "Rzeczpospolitej", od razu w pierwszym akapicie można było przeczytać: "Jeśli się nie nazwie drzewa drzewem, lampy lampą, a człowieka człowiekiem, to świat powinien zapaść się pod ziemię.". A dalej: "Nadarzyła się okazja, by pochylić głowy przed cierpieniem Polaków na Kresach Wschodnich...". No właśnie - "okazja"! Moim zdaniem o zbyt wielu ważnych sprawach mówimy tylko okazjonalnie. A jest już całkiem źle, gdy tych okazji nawet nie chcemy zauważyć. Niestety, to zdarza się coraz częściej, powszechniej...

Piotr Zygmunt Kołakowski: Co roku obchodzimy kolejne rocznice wybuchu Powstania Warszawskiego. Może kilka refleksji... Odchodzi pokolenie "Kolumbów" - przez dziesięciolecia skazywane na śmierć, więzienie, a później na milczenie... Dziś owi "Kolumbowie", po prostu nie mają już zdrowia na spisywanie i wydawanie swoich wspomnień. Wielka szkoda, że nie doszło do kilku ciekawych publikacji - choćby gen. "Radosława" - komendanta "Kedywu" KG AK - czy innych ludzi z AK walczących w okupowanym kraju. Niestety, nadal powstają filmy oparte o prozę ludzi, którzy o okupacji i Powstaniu Warszawskim dowiadywali się z PRL-owskiej serii z "Żółtym Tygrysem". W efekcie przeciętny Polak nie odróżnia AK od AL, a datę wybuchu Powstania Warszawskiego uważa za święto... policji (widziałem w TVP sondę uliczną). Młody Polak zna wszystkie przygody Johnn'a Rambo, zna zawiłe losy rodziny Złotopolskich i z uwagą śledzi bardzo pogmatwany "Klan" - lecz nie wie kim był gen. "Grot" Rowecki! Ważniejsze jest ściągnięcie nowego dzwonka do komórki, niż świadomość dlaczego można to robić w... Wolnej Polsce.

Zamiast patriotów - mamy idiotów, w Sejmie nowe ustawy piszą... "uczciwi inaczej", a na stadionach kibiców mężnie zastępują "kibole". W tym czasie scenarzyści wymyślają bzdurne historyjki - zamiast sięgnąć do faktów. Od połowy lat 90-tych nakręcono sporo filmów o okupacji w Polsce. Jednak wszystkie dotyczą... Holokaustu! W świat leci więc obraz o "Polakach antysemitach", którzy spokojnie spędzili 5 lat wojny i okupacji, umierając jedynie z nudów lub na grypę.

A tymczasem ponad 360 tysięcy Polaków ratowało życie Żydom - często "przy okazji" ginąc. Kto o tym wie? Czy słyszeliście kiedyś o akcji w "Barze za Kotarą"? Nie?! No właśnie! Centrum Warszawy, 8 X 1943. Mały oddział AK, w pewnym zadymionym barze, w ciągu 50-ciu sekund wystrzelał 11-stu spotykających się tam agentów Gestapo. I po cóż było wymyślać Hansa Klossa - skoro wywiad KG AK przez swojego oficera, "podróżującego" po okupowanej Europie w mundurze generała Wehrmachtu, dotarł do tajnych planów Wału Atlantyckiego! Oczywiście do dziś nikt tego nie sfilmował... Powstają za to kolejne knoty z O..., B... i "superman'em" C... A może to tylko ja jestem taki "zboczony"? Może reszta społeczeństwa chce właśnie dokładnie poznać losy "Złotopolskich"? Jak tak dalej pójdzie, to już wkrótce mało kto odróżni ZHP od Hitlerjugend!

Maciej Stanisław Tarnowski: Piotrze, popieram w każdym słowie to, co napisałeś. Ale powiem też rzecz optymistyczną. Odwiedziłem Muzeum Powstania Warszawskiego. Jeżeli ktoś z Was też tam był, to na pewno zauważył to, jak ogromna liczba ludzi tam przychodzi. Dziadkowie z całymi rodzinami... Muzeum robi naprawdę ogromne wrażenie. Proszę popatrzeć na stronę Muzeum P.W. Zmierzam do tego, że zauważyłem jak bardzo to zainteresowało młodych, młodzież, dzieci. To nie są szklane gabloty, do których nie wolno się za nadto zbliżyć. Światło i dźwięk. Ekrany dotykowe, prezentacje multimedialne, kartki z kalendarza, które się po kolei zbiera, mam je wszystkie, chociaż trzeba się trochę namęczyć, żeby odnaleźć je we właściwej kolejności... Myślę, że to nie chodzi o supermana Bogusia czy inspektora Halskiego. Tu jest inny problem, poważniejszy. Mianowicie, w jaki sposób mamy podaną wiedzę, informację. Książka i szkolne wykłady powoli przechodzą do lamusa. Przynajmniej ta forma nauki. Teraz internet, dźwięk oraz telewizja najbardziej docierają do młodych głów naszych rodaków. Właściwie wykorzystane mogą być inną formą przekazu wiedzy. Zwróćcie uwagę na zainteresowanie młodzieży dotyczące naszego forum i historią Rudy.

Małgorzata Klukiewicz: Wiecie, wydaje mi sie, że jest jeszcze jeden problem. Po prostu zbrodnia powszednieje, jest to straszne, ale wydaje mi się, że właśnie to jest najwiekszy problem dzisiejszych czasów. Maćku piszesz, ze film dociera do swiadomości i właśnie to jest to. Popatrzcie jakie filmy ogadaja młodzi ludzie. Czy widzieliście te horrory, które oglądają, jakie tam sa zbrodnie?. Więc nie przeraża ich już druga wojna i nie interesuje ich, co sie w tedy działo. A jest jeszcze jedna ważna kwestia. Kiedy my byliśmy młodzi, ludzie którzy przeżyli wojnę jeszcze mieli swieżo w pamięci to, co się wtedy działo. I dużo o tym mowili, praktycznie w każdej rodzinie były jakies straty, czciliśmy pamięć tych ludzi, bo nasi rodzice i dziadkowie nas tego uczyli. A teraz to my mamy pole do popisu. Piotrze powiedz, kiedy usiadłeś ze swoimi dziecmi i rozmawiales z nimi o tamych czasach? Większość z nas rozmawia z dziećmi o teraźniejszości, o problemach dnia codziennego, sporadycznie wspomina się wojnę. Także w szkole coraz mniej czasu poświęca się temu tematowi, więc nie dziw się młodym ludziom, że nie mówią o wojnie. A uwierz mi, że na pewno są patriotami, będąc tutaj widzę to na każdym kroku. Moze nie jest to ten sam patriotyzm co nasz, ale uwierz mi, nie musimy się wstydzić naszej młodzieży. Mimo tego, że mało mówią i mało interesują się tym tematem. Ale niestety czas robi swoje, a historycy powinni zrobić wszystko, żeby wszystkie te zbrodnie zostały udokumentowane i opisane. Jest też wielu młodych ludzi którzy intetresują się historią i są ciekawi tamtych czasow, wiec myślę, że do nas tylko należy pokazanie im tego wszystkiego, co się wtedy działo.

Piotr Zygmunt Kołakowski: Ja akurat dużo czasu poświęcałem na historię, może też dlatego, że zarówno moja rodzina, jak i rodzina mojej żony była ciężko doświadczona wojną. Dziadek ze strony Ojca zginął z rąk sowieckich w Starobielsku, a ze strony matki - został bez sądu rozstrzelany jako działacz PSL-u. Z kolei rodzina żony przeszła golgotę typową dla Pomorzan. Teść w wieku 17 lat został siłą wcielony do Wehrmachtu. Opcją był jedynie Stutthof dla całej rodziny i grób masowy w lasach szpęgawskich albo piaśnickich, tak, że wielkiego wyboru nie było. Potem niewola u Rosjan, po której został inwalidą do końca życia. Zwiedziliśmy wszystko na Pomorzu związane z historią, co było do zwiedzenia - miejsca bitew, zamki itp. Współpracowałem też z miejscowym muzeum regionalnym. Wyciągałem archiwalia dotyczące Pomorza z Tajnego Archiwum Pruskiego Dziedzictwa Kulturowego z Berlina. Nasze forum i dyskusje też służą ocaleniu od zapomnienia wielu faktów z przeszłości...

Piotr Czech; Ja w tym temacie mam trochę przemyśleń, ale nie tak znów bardzo pesymistycznych. Młodzież mamy niejednakową. Spora część interesuje się historią, bronią, techniką wojskową, historią motoryzacji... A tę część, która jest jeszcze nieukształtowana w zainteresowaniach, łatwo historią "zarazić". Trzeba to jednak robić atrakcyjnie. Szkoła tradycyjna z miałkimi lekcjami, groźbą "luf", lekturą podręczników... musi odejść. Młodzież chce się uczyć - tyle, że na własnych błędach. Do pewnych prawd dochodzić sama. Znakomicie rozwijają się grupy rekonstrukcji historycznej, gdzie młodzież w atrakcyjny sposób odtwarza różne momenty naszych dziejów - sami muszą dotrzeć do źródeł, dowiedzieć się o broni, barwie, szczegółowym przebiegu wydarzeń... Młodzież mamy na rajdzie motocyklowym "Szlakiem mjr Hubala", który mam satysfakcję organizować, na Międzynarodowym Rajdzie Katyńskim, na Rajdzie Ojców Naszych Starym szlakiem, "Jak Czarniecki do Poznania"...

Piotr Zygmunt Kołakowski: Tylko, że nie przewidziano Teheranu i Jałty i ofiara tylu wspaniałych ludzi z poszła na marne... Zresztą spory o sens Powstania trwają do dzisiaj... Polecam "Był dom" Anny Szadkowskiej, córki Zofii Kossak-Szczuckiej. Tak wstrząsających wspomnień z Powstania nie znalazłem u Bratnego i Białoszewskiego razem wziętych. Po lekturze samo narzuca się pytanie o sens Powstania. Kiedyś nawet miałem okazje porozmawiać na ten temat z płk Szostakiem, szefem wywiadu ZWZ AK... A tak nawiasem mówiąc jestem przekonany, że w razie zagrożenia militarnego Polski tzw. Zachód nie kiwnął by nawet palcem u nogi...

Najtrudniejszym pytaniem stawianym sobie w związku z Powstaniem Warszawskim jest to, czy powinno w ogóle do niego dojść. Nawet w 1944 wśród przywódców Armii Krajowej zdania były podzielone - nie wiedziano, czy stawić opór Niemcom, czy też czekać biernie na rozwój wypadków. W tym czasie Armia Czerwona już zmuszała Niemców do stopniowego wycofywania się. Na pewno wyzwolenie Warszawy nastąpiłoby wkrótce.

Jednakże do powstania doszło ostatecznie dlatego, że Polacy nie ufali Sowietom, i to nie bez powodu. Pięć lat wcześniej, 17 września, Armia Czerwona zaatakowała ziemie polskie od Wschodu. Atak był poprzedzony paktem Ribbentrop-Mołotow, w którym Sowieci i naziści dogadywali się co do ziem polskich, które zamierzają przejąć po rozpoczęciu wojny. Tajny pakt zaskoczył wojska Aliantów, a współpraca niemiecko-radziecka trwała do 22 czerwca 1941 roku, kiedy to Hitler zdecydował się wypowiedzieć wojnę Związkowi Radzieckiemu. Do zdrady polsko-radzieckich porozumień w 1939 doszły jeszcze niedawno ujawnione morderstwo piętnastu tysięcy oficerów polskich w Katyniu. Polacy wiedzieli, że jeśli Warszawa zostanie wyzwolona przez Armię Czerwoną, jej los będzie nie lepszy niż pod okupacją hitlerowską. Niestety, okazało się to prawdą.

Inni zwolennicy powstania podkreślają z kolei, że Powstanie Warszawskie było raczej gestem o znaczeniu symbolicznym niż działaniem nastawionym na sukces, i że gest ten musiał być wykonany ze względu na tożsamość narodową Polaków. Był to jednak gest bardzo kosztowny, spowodował bowiem śmierć 250 tysięcy cywilów i zniszczenie 75% powierzchni stolicy. Niezależnie od tego, czy decyzja była słuszna, dzisiaj ważne jest to, że została dokonana z słusznych powodów. W historii rzadko zdarzają się przypadki czarno-białe i na pewno Powstanie Warszawskie do nich nie należy. Widać jednak wyraźnie, kto wykazał się w tej walce większym okrucieństwem i bezkompromisowości, a kto rozpaczliwym bohaterstwem. Niewątpliwie żołnierzom Armii Krajowej należy się szacunek za ich walkę, męczeństwo i śmierć.

A pamiętacie obchody 50 Rocznicy Odzyskania Niepodległości w 1968 r.? Miałem wtedy 11 lat i chodziłem do SP Nr 126. Musiałem recytować jakiś wiersz na akademii ku czci. Wiem tylko, że wiersz nijak nie pasował do tematu. "Pierwszej brygady" nikt nie odważyłby się zaprezentować. Podobno pierwszy raz po wojnie obchodzono tę Rocznicę. Komunie chyba chodziło o rozbudzenia nastrojów patriotycznych po wydarzeniach marcowych. Co ciekawe świętowano nie 11, a 6 listopada - 50 rocznicę utworzenia Tymczasowego Rządu Ludowego Republiki Polskiej, który to rząd przejął władzę od Rady Regencyjnej. Dla komuny utworzenie socjalistycznego rządu Ignacego Daszyńskiego było widocznie bardziej strawne.