Fragmenty biografii Lucjana Kieszczyńskiego
"Pamiętnik z lat młodzieńczych, wrzesień 1936 - styczeń 1945.
Część I Pamiętnik młodego robotnika" Warszawa 1996
Lucjan Kieszczyński pochodził z rodziny robotniczej. W 1927 roku zamieszkał razem z rodzicami w Łodzi. Tutaj wyuczył się zawodu fryzjera, ale stracił pracę i od 1936 roku zatrudniony był w fabryce włókienniczej Adolfa Horaka. Właściciel fabryki był baptystą i jako biskup swojej parafii zatrudniał obok polskich robotników także niemieckojęzycznych baptystów. Kieszczyński pisze na ten temat: "Niemal w całości w administracji zatrudnieni byli Niemcy. Przeważali oni zdecydowanie nie tylko w administracji ale także wśród majstrów, podmajstrzych, nie mówiąc o kierownikach oddziałów. W latach 1936 - 1938 polscy robotnicy nie utrzymywali zbyt wielu kontaktów z robotnikami niemieckimi; rozpadały się też przyjaźnie z powodu różnej politycznej wydarzeń z 1938 roku. Jeżeli chodzi o robotników niemieckich, to nie mogę wiele powiedzieć, ponieważ niewielkimi wyjątkami utrzymywali pewien dystans wobec Polaków. Niektórzy uważali się też za coś lepszego. [...] Taki był zwyczaj, nowy pracownik musiał zaczynać pracę od zamiatania sali. [...] Ale kierownik przewlekarni oznajmił mi dyskretnie, że tym razem tak nie będzie, ponieważ [Herbert] Kutzner jest Niemcem i baptystą i nie wypada, żeby zamiatał w przewlekarni [...]"
We wrześniu 1939 roku Kieszczyński uciekł z Łodzi, ale w październiku 1939 roku powrócił do miasta i na swoje miejsce pracy. W fabryce odnotował zmianę atmosfery pracy: "W fabryce zastałem przygnębionych Polaków i zadufanych Niemców. Głośno rozmawiali po niemiecku i z góry spoglądali na Polaków, a część z nich w ogóle nie rozmawiała z Polakami." Oczywiście nie cała załoga miała takie nastawienie: "Niemniej jednak część Niemców, zwłaszcza spośród baptystów, odnosiła się do Polaków tak jak poprzednio. [...] baptyści brali przykazania boskie na serio. Odnosili się więc na ogół do Polaków normalnie. Natomiast Niemcy - protestanci - to w dużym stopniu hitlerowscy członkowie NSDAP." Także robotnicy niemieccy różnie reagowali, zwłaszcza jeżeli zostali powołani do wojska.
Kieszczyński opisuje dokładnie przegrupowanie w strukturze zatrudnienia w fabryce: niemieccy robotnicy zostali pracownikami umysłowymi lub urzędnikami państwowymi. Równocześnie wprowadzenie niemieckiej volkslisty doprowadziło do ekstremalnie nierównego traktowania robotników polskich i niemieckich. Urządzono oddzielne kantyny, do daleko idącej separacji doszło również w hali fabrycznej. Równocześnie jednak niemieckim robotnikom także wydłużono czas pracy i popsuło się wyżywienie. Pogarszające się warunki doprowadziły w 1940 roku do strajku ostrzegawczego niemieckich robotników w fabryce Horaka. Ponadto, nasiliły się represje w stosunku do osób o wyraźnie niemieckim pochodzeniu, które nie podpisały volkslisty. Od 1941 roku ludzie ci byli przewożoni do obozów pracy i do obozów koncentracyjnych. Kieszczyński podaje kilka takich przypadków. W pracy dochodziło też do potajemnych kontaktów pomiędzy Niemcami i Polakami, które jednak czasami kończyły się tragicznie. Kieszczyński opisuje samobójstwo młodej Polki, która na skutek romansu z niemieckim robotnikiem zaszła w ciążę i została odrzucona przez rodzinę.
Równocześnie pogłębia się separacja społeczności polskiej i niemieckiej poza miejscem pracy. od 1941 roku Polacy byli ostrzegani, którzy członkowie rodzin ich znajomych podpisali volkslistę i, że należy wątpić w to, czy kontakty z taką osobą są bezpieczne. Podziały i pęknięcia narodowe, co było najbardziej bolesne, uderzały często w zgodne dotąd rodziny. Kieszczyński pisze o swojej przyjaciółce: "Jej ojciec, Polak, fanatyczny patriota, gdy jej matka przyjęła volkslistę i kiedy potem wzięli ich syna do wojska niemieckiego, nie mógł tego przeżyć i popełnił samobójstwo, wieszając się. Przyczynił się do tego fakt spoliczkowania go przez Niemca, co uznał jako obrazę honoru Polaka. Nie chciał żyć z żoną Niemką i synem Niemcem - żołnierzem"
Kieszczyński opisuje stale pogarszające się stosunki międzyludzkie pomiędzy Niemcami a Polakami. Kolejny okres, o którym pisze to lata 1942 - 1944. W Łodzi istniał silny podział między społecznością niemiecką i polską. Szykany ze strony policji, urzędników i brygadzistów jeszcze zaostrzały sytuację. Polscy robotnicy podejrzani o świadome stosowanie taktyki spowalniającej pracę (realizowana strategia sabotowania pracy na rzecz Niemców) byli wydalani z fabryki. W odpowiedzi na to w środowisku polskim powstały listy volksdeutschów, którzy szykanowali Polaków i wykazywali się w pracy gorliwością denuncjatorów. Oprócz tego, w swoich zapiskach Kieszczyński podkreśla znaczne zawężenie możliwości egzystencji ludności polskiej w Łodzi.
Osobną sprawą pozostawała tzw. kwestia żydowska. Na zlecenie organizacji podziemnej Kieszczyński próbował zbadać granice getta i w 1942 roku, pozostając po "aryjskiej stronie" okrążył je, jednak nie udało mu się zajrzeć na jego teren. O powstaniu w getcie warszawskim napisał tak: "Duże wrażenie wywołał bunt Żydów w warszawskim getcie. Stasiek Sz., który często jeździł do Warszawy, opowiadał mi, że ludność żydowska chwyciła za broń, gdy Niemcy chcieli zlikwidować getto. [...] Rozmawialiśmy na temat łódzkiego getta, gdzie podobno coraz więcej Żydów umiera z głodu. Stasiek stwierdził, że nie istnieje możliwość pomocy materialnej Żydom w getcie. Jest ono specjalnie silnie strzeżone. Łódź należy do Rzeszy, jest tu dużo V kolumny, czyli miejscowych Niemców. Podziemne organizacje są słabe, prześladowane, ciągle rozbijane, co uniemożliwia często ich normalną działalność. Tym bardziej więc nie mogą nic zdziałać w sprawie getta."
Na początku sierpnia 1944 roku Kieszczyński wraz z kolumną polskich robotników został wysłany do kopania rowów przeciwpancernych. Do Łodzi powrócił 20 stycznia 1945 roku i w drodze do domu był świadkiem awantury przy Placu Wolności: "Okazało się , że grupa Niemców - Volksdeutschów zakopywała rowy przeciwlotnicze. [...] gromada otaczających ich Polaków lżyła i pluła na Niemców, a niektórzy nawet kopali ich. Zobaczyłem dwie staruszki, Niemki, które płakały, gdyż miały trudności, ze względu na wiek, z zakopywaniem rowów. Te, jakby szczególnie upodobał sobie jakiś Polak z tłumu. Znęcał się nad nimi, pluł na nie, wrzeszczał, popychał i bił pięściami, aż się przewracały. Żołnierze sowieccy, którzy pilnowali Niemców, przyglądali się obojętnie."
Kieszczyński opisuje również wykluczanie wszystkich osób pochodzenia niemieckiego z łódzkich fabryk w 1945 roku i wskazuje, że działaniami tymi kierowano z góry. Osoby, które wstawiały się za volksdeutschami, które zachowały się przyzwoicie, były odwiedzane przez funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa.
Po 1945 roku Kieszczyński zdał maturę i studiował historię na Uniwersytecie Łódzkim. Po obronie pracy magisterskiej został zatrudniony na tej uczelni jako pracownik naukowy. Napisał i obronił doktorat oraz przeszedł kolejne stopnie kariery naukowej, dochodząc do tytułu profesora na Wydziale Filozoficzno-Historycznym UŁ. Pracował tam do emerytury, a nawet chyba dłużej... Zmarł w 2002 r.